niedziela, 18 sierpnia 2013

Take my petals and cover me with the night.

Zaszalałam sobie z odpoczynkiem wiem ale jakoś nie mogłam skończyć tego rozdziału. Dedykuje go mojemu największemu fanowi -Grzywie :* Zapraszam na 'Take my petals and cover me with the night'.





Dom Alicji był stosunkowo niedaleko Gerarda więc dojście do niego zajęło tylko kilka minut. Na podwórku stało pełno samochodów a z ogródka było słuchać rozpoczynającą się imprezę. Gee zapukał do drzwi i już po chwili stała w nich solenizantka.
-AAAA! To moi najbardziej wyczekiwani goście. Ślicznie razem wyglądacie a teraz ruszcie się i pomóżcie mi dokończyć przygotowania do imprezy.-powiedziała Alicja głosem nieznoszącym sprzeciwu.

-Dziewczyno kto robi urodziny o 12 w południe! Chyba oszalałaś.-zaśmiał się Gerard.
-Frank CI nie mówił? Impreza zaczyna się o 16. Chciałam was wcześniej, żebyście razem z Mikey'em pomogli mi ze wszystkim.
-Wybacz kochannie ale gdybym Ci powiedział to nigdy nie wstałbyś z łożka.
-Matkooooooooo. Dobra już chodźmy i zróbmy co mamy zrobić.-powiedział naburmuszony Gerard.
Wszyscy skierowali się na tyły domu do ogródka. Mikey rozstawiał stoły i krzesła, Alicja z Gerard'em szaleli w kuchni przygotowując jedzenie, a Frank zajął się muzyką i oświetleniem. 

Osiemnaste urodziny-dzień, który każdy solenizant pamięta do końca swojego życia. Chwila kiedy z dziecka stajesz się dorosłym. Jedni obawiają się tego momentu a drudzy oczekują go z niecierpliwością. Minęły trzy godziny a wszystko było już przygotowane. W całym ogrodzie wokół drzew porozwieszane były kolorowe lampki choinkowe, ognisko powoli zaczynało się palić. Alicja biegała po całym domu poprawiając makijaż i ciągle starając się znaleźć jakiś odpowiedni strój na swój wyjątkowy dzień. Mikey podążał za nią krok w krok , mówiąc jej jak cudownie w czymś wygląda albo jak bardzo ją kocha i jaka jest śliczna. Gerard i Frank usiedłi przy ognisku. Siedzieli w swoich objęciach i cieszyli się sobą.
-Kocham Cię wariacie wiesz?-powiedział Gee patrząc swojemu chłopakowi głęboko w oczy.
-No nie wiem, nie wiem.

-CO? Na prawdę, chcesz mnie zdenerwować? Jak w ogóle możesz tak żartować? Sprawiłeś mi ogromną przykrość.
-Oj no wiem, ale uwielbiam się z Tobą droczyć.

-Jesteś okrutnym zboczuchem z dziwnymi fetyszami.
-Ale właśnie za to mnie kochasz-odrzekł Gerard i delikatnie ucałował wargi swojego ukochanego.
Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. Pierwsi goście zaczęli się schodzić. Alicja nadal nie była gotowa, więc powitanie przybyłych spadło na ręce Franka.Dziewczyna Mikey'a była dość znaną osobą w mieście. Wszyscy ją lubili , gdyż miała bardzo pogodny sposób zycia i nigdy nikomu nie odmawiała pomocy. Nic więc dziwnego, że w dzień jej urodzin na imprezie zjawiło się 50 osób. Większość znajomych przyszło punktualnie, spóźniała się tylko solenizantka. Wśród gości byli heterycy ale również sporo osób bi i homoseksualnych. Gdy wszyscy powoli się rozkręcali w tej właśnie chwili wyszła Alicja idąc pod rękę ze swoim chłopakiem. Z tyłu szła jej mama niosąc w rękach duży i bardzo ładnie przyozdobiony tort. Wszyscy zebrali się w jednym miejscu by tradycyjnie zaśpiewać sto lat i wręczyć Alicji prezenty. Oczywiście pierwsi w kolejce byli Frank i Gerard.
-Alicjo z okazji Twoich urodzin , chcielibyśmy Ci życzyć jak najwięcej szczęścia, miłości i przede wszystkim cierpliwości do mojego brata. Jesteście na prawdę cudowni.

-Jesteście najsłodszą parą na świecie.-powiedziała solenizantka i ucałowła obu w policzek.
Otworzyła prezent. W środku była przepiękna kolia wysadzana czerwonymi krzyształkami. Na jej widok łzy napłynęły dziewczynie do oczu.
-Jak mogliście kupić mi tak drogi prezent?! To musiało kosztować majątek! Jesteście okropni nooo...
-Wiemy!-powiedzieli zgodnie.
Życzenia i prezenty przeciągały się w nieskończoność, jednak tuż po zdmuchnięciu świeczek zaczęła się prawdziwa impreza. Alkohol lał się wszędzie dookoła. Frank i jego słaba głowa nia dali rady długo wytrzymać więc po zaledwie paru godzinach chłopak przypomniał sobie swoje śniadanie. Gee ciągle nad nim czuwał jednak litry piwa robią swoje i kiedyś w końcu natura musiała go wezwać. Gdy tylko wyszedł do łazienki, pewien szatyn o ciemnobrązowych oczach przysiadł się do jego ukochanego.
-Gerd czy to Ty?-spytał niewiele ogarniający Frank.
-Dla Ciebie mogę być kimkolwiek chcesz przystojniaku.-powiedział. Tajemniczym chłopakiem był Thomas, znajomy z klasy Frank'a. Odkąd tylko pamiętał zawsze do niego zarywał , niestety bez wzajemności. Jednak tego wieczoru, na tej imprezie miał swój moment. TO była chwila, na którą od dawna czekał. Uniósł delikatnie głowę Frank'a i namiętnie wpił się w jego wargi. Chłopak nie wiedząc co się dzieje, myślał , że to jego ukochany. Jednak nagle pocałunek został brutalnie przerwany przez pięść Gerarda uderzającą prosto w twarz Thomas'a. Przerażony podrywacz szybko podniósł się na równe nogi i zwiał w obawie, że ten go zabije. Lecz Gee był zbyt załamany. Czuł, że jego serce krwawi a ciało opanowuje wściekłosć. Zacisnął pięści i wyszedł z przyjęcia. NIe chciał, żeby ktoś widział go w tak okropnym stanie...