wtorek, 14 maja 2013

I wanna take you to the gay bar ^^

Minął ponad tydzień,a Nobody nic nie wrzuciła ! Hańba oj hańba ! Szczerze to nie miałam czasu. A to majówka a to zlot Mcrmy i tak mi zleciało. Mam nadzieję, że nie jesteście zawiedzeni :) Dedykuje go po raz kolejny Gerardowi lub jak kto woli Sylwii, która jest najbardziej pysiasta na świecie :3 Piszę rozdział słuchając Ciebie grającej na pianinie :3


-Matko BOSKA! CO SIE TU DZIEJE?! GERARD DO CHOLERY CO TO MA ZNACZYĆ?!-krzyczała Donna Way.
Gerard odsunął sie od Franka i okrył ich kołdrą. Ich zażenowanie sięgnęło szczytu.
-Mamo! Wyjdź stąd w tej chwili!

-Mój syn?! Gej?! Ubierzcie się i na rozmowę w tej chwili!-powiedziała mama Gee i trzepnęła drzwiami.
Frank I Gerd nie wiedzieli co się tu w ogóle stało. Wstali z łóżka, pozbierali swoje ubrania, założyli je na siebie  i ruszyli na rozmowę z rozwścieczoną kobietą.
-No nareszcie. Powiedzcie mi co tu się w ogóle dzieje co?

Donna stała oparta o kuchenny blat. W jej oczach było pełno gniewu. Gerard wszedł z Frankiem do kuchni trzymając się za ręce i usiadł przy stole. Od razu na kolanach ułożył mu się jego pies Butter.
-Mówiłem Ci już kiedyś, że jestem gejem tak? Więc przedstawiam Ci mojego nowego chłopaka. Mamo-Frankie, Frankie-mama.-powiedział uśmiechając się zadziornie.

-Że co?! Jak to Twój chłopak?! WY?!...Przed chwilą uprawialiście seks?! A ja to widziałam?! MAtko boska, trzymajcie mnie bo zemdleje.
-Uspokój się. Przecież to nic takiego. To tylko gejowski seks tak? Prawie jak hetero tylko, że od tyłu
-Ty mi tu nie żartuj Gerardzie WAy'u. CO Ty sobie myślałeś no?! Nie jestem zła że uprawialiście seks! Jestem skrytą yaoistką do cholery! Ale nie powiedziałeś mi o tym i przez to jestem wściekła!
Frank spojrzał na Gee, który aż zanosił się od śmiechu. Jak to możliwe że ta kobieta wściekła się o to, że syn nie powiedział jej, że ma chłopaka i nie zwróciła nawet uwagi na to, żę jest w homoseksualnym związku? Do tego była yaoistką? Gerard stwierdził, że jego rodzina jest najbardziej porąbaną rodziną na świecie.
-Aleś Ty przystojny Franiu. Muszę przyznać synu, że masz gust oj masz.
Powiedziała puszczając oko do Franka, który zszokowany czekał na dalszy rozwój sytuacji.
-Gerard znam jedno miejsce, w które możesz zabrać swojego gołąbeczka wieczorem. Macie tu adres-powiedziała podając Gee kartkę.

-Okej mamo ale może my już pójdziemy na górę co? 
-A co chcecie dokończyć to co wam przerwałam? DObrze, dobrze ale moglibyście jakiegoś pornola nakręcić to bym się pochwaliła synem w grupie yaoistek.
-Mamo jesteś najdziwniejszą kobietą na świecie wiesz o tym?

-Oj nie marudź. Idźcie już bo ja muszę wracać do pracy. Wpadłam tylko się przebrać. Zrobię wam jeszcze tylko coś na śniadanie i zmykam.
-Jesteś kochana. A teraz chodźmy już na górę Frankie, co Ty na to?
-Okej. Chodźmy. A tak przy okazji pani Way-jest pani najbardziej szaloną i wystrzałową kobietą jaką dane mi było poznać.
-Awww, a Ty najbardziej uroczym pysiem.
Gerard wszedł z Frankiem na górę. Położyli się na łóżku i rozmyślali o tym co już się dziś wydarzyło. Była dopiero 12 a oni mieli wrażeń jak na cały tydzień.
-Twoja mama jest wspaniała serio. Chciałbym mieć taki dobry kontakt z rodzicami.

-Ale to dlaczego go nie masz kochanie?
-Moi rodzice są bardzo ograniczeni. Nie zrozumieli by tego. Możliwe, że nawet wywalili by mnie z domu, żebym im tylko wstydu nie przyniósł.
-Nie martw się. Wszystko się jakoś ułoży. Moja mama już o nas wie więc będąc u mnie nie będziemy musieli się ukrywać.

-Wiem ale chciałbym, żebyśmy w ogóle nie musieli tego robić bo ja...Ja jestem w Tobie na prawdę bardzo zakochany i nie chce musieć non stop się hamować stojąc obok Ciebie, żeby ktoś sobie czegoś nie pomyślał.
-Ja to rozumiem, ale co możemy zrobić? Jeśli chodzi o mnie to możemy się ujawinić choćby i dzisiaj.
-Gdyby to wszystko było takie proste. Skończmy tę durną szkołę i wyjedźmy stąd jak najdalej. Gdzieś gdzie będziemy mogli być po prostu szczęśliwi.
-Zrobię wszystko ,żebyś był ze mną szczęśliwy obiecuję.-powiedział Gerard i pocałował Franka gorąco  w usta.-Chodźmy coś zjeść bo wieczorem wyruszamy w miasto. Ciekawe co też moja rodzicielka wymyśliła. Z nią to nigdy nie wiadomo.
-W sumie. TO szalony człowiek jest.

W kuchni na stole czekały na nich dwa kubki z kawą i talerz kanapek. Na lodówce wisiała kartka-Moi kochani geje-macie przygotowane śniadanie. Mikey będzie pod wieczór ale ma ze sobą klucze więc się nie przejmujcie i ruszajcie. Dobraj zabawy~mama-gej
-Hahahahaa, Donna jest epicka.-powiedział Frank popijając swoją kawę.
-To po prostu gej jest-zażartował Gerard.
Resztę popołudnia spędzili na wygłupach, pocałunkach, rozmowie i oglądaniu telewizji. Nadszedł wieczór i trzeba było zacząć się szykować na wyjście.
-To co moja piękna Franczesko? Idziemy?

-Z Tobą choćby i na koniec świata.
Gdy dotarli na miejsce wskazane przez Donnę nie dowierzali w to co widzą. Byli  w gejowskim klubie! Wszędzie roiło się od osób homoseksualnych poprzebieranych w stroje postaci historycznych. Okazało się, że mają imprezę w tym stylu . Można było zauważyć Lincolna obściskująacego się z Waszyngtonem czy Benedykta Arnolda z Napoleonem idących do dark room'u. Wszyscy bawili się do znanych rockowych piosenek. Gerard wziął Franka za rękę i zaciągnął na parkiet.
-Jesteś urodzonym tancerzem Gerardzie.
-A Ty urodzoną kokieterką Franczesko.
Wieczór był idealny, jednak wszystko co dobre musi mieć kiedyś swój koniec...

czwartek, 2 maja 2013

Run away, Run away-I'll attack!

Pochmurny i deszczowy dzień. Nobody z herbatką siedzi przed kompem i przed pójściem do pracy pisze dla Was 11 rozdział. Dedykuję go najbardziej szalonym i zajebistym ludziom jakich dane mi było poznać-Pauli, Gizz, Ewelinie i Gee. Po prostu was uwielbiam <3.<3
 Zapraszam na kolejną odsłonę szalonego życia naszych kochanków.


*Komisariat policji w Newark*

Był szary, deszczowy i bardzo duszny poranek. Policjanci z nocnej zmiany właśnie zmieniali się z przychodzącymi na ranną. Było około szóstej rano gdy zadzwonił telefon.
-Komisariat policji Newark. Tu funkcjonariusz Toro, słucham.
-...Halo...Policja!-usłyszał głos jakiejś roztrzęsionej kobiety.-Błagam przyjedźcie tu! Krew! Ona jest wszędzie. Bożee kochany?!-szloch-Jezus! Jak tak można!...Jakiś psychopata.. On...On...
-Halo? Proszę pani,proszę się uspokoić i powiedzieć co się dzieje. Gdzie mamy przyjechać? Co się stało?
-Zabili ich! Wiszą na gałęzi! Matko boska..! Biedne dzieci! Błagam pospieszcie się! Jestem nad stawem, proszę pospieszcie się.
-Spokojnie. Jesteśmy w drodze.
Ray Toro był policjantem dopiero od dwóch miesięcy. Choć pracował tu od niedawna to cieszył się ogromnym szacunkiem swoich współpracowników. Odkąd do nich dołączył pomógł rozwiązać wiele zawikłanych zbrodni dzięki swojemu nieprzeciętnemu sprytowi i dedukcji. Właśnie dostał zlecenie od szefa, żeby zajął się sprawą 'nocnego łowcy'. Dzięki niej miał dostać awans. Ta sprawa jednak była trudniejsza od dotychczasowych. Wszystkimi ofiarami byli licealiści. Nie było żadnych śladów. Wskazówką było to, że dotychczasowe ofiary ginęły w podobnych okolicznościach. Obaj byli znienawidzeni przez całą szkołę, co oznaczało niestety, że zabójcą mógł być każdy. Obaj zginęli na terenie szkoły. Zostali zabici w brutalny i bardzo 'pokazowy sposób'. To nie był morderca, który chciał ich tylko zabić. Dla niego to było coś w rodzaju sztuki, bo jak inaczej wyjaśnić to, że całe miejsce zbrodni umazane było we krwi? To był profesjonalista. Zmasakrował zwłoki a do tego nie zostawił żadnych śladów. I ten telefon sprzed kilku minut... Czy to kolejny atak 'nocnego łowcy'? Nie było czasu do stracenia. Ray złapał swoją policyjną marynarkę, kluczyki od radiowozu i razem z dwoma innymi współpracownikami pojechali na miejsce zbrodni. Dojechali nad staw. To co zobaczyli całkowicie ich zszokowało. Obok stawu klęczała starsza kobieta. Była cała roztrzęsiona, a w rękach trzymała różaniec. Nad stawem, na gałęzi wisiały trzy ciała. Były całkowicie zmasakrowane. Woda w stawie była czerwona od skapującej z nich krwi. Funkcjonariusz Toro wiele widział już w swojej karierze ale ten widok całkowicie nim wstrząsnął. To musiała być sprawka nocnego łowcy. Koledzy policjanta zaczęli zdejmować zwłoki z drzewa a on sam podszedł do kobiety. Musiał ją przesłuchać i dowiedzieć się jak się tu znalazła.
-Przepraszam. Czy mógłbym zamienić z panią kilka słów?
Kobieta podniosła głowę. Jej oczy całe były we łzach. Była wstrząśnieta i zrozpaczona.
-Dziękuję, że tak szybko przyjechaliście-powiedziała i wtuliła się w Ray'a.-Ja...ja...jak co rano wyszłam dziś na spacer...Często tu chodzę bo mieszkam niedaleko..i..dziś szłam...i...-załkała głośno-Ja przyszłam nad ten staw a oni...oni byli już martwi. Ja zaczęłam krzyczeć...nie wiedziałam co robić...Jak to się mogło stać? Kto mógł im to zrobić? Kto byłby taką bestią? Dlaczego?...-rozpłakała się.
Toro wiedział, że nic więcej nie wyciągnie z tej biednej staruszki. W sumie była tylko niewinnym świadkiem zdarzenia.
-Pojedzie pani z nami. Musi pani złożyć zeznania na komisariacie.
-Oczywiście. Zrobię wszystko, żeby pomóc w schwytaniu tego zbrodniarza.
Karetka zabrała zwłoki do kostnicy a Ray razem ze świadkiem zdarzenia udał sie na posterunek. Sprawa nocnego łowcy robiła się coraz trudniejsza do rozwikłania.

*Dom Way'ów*

Gerard podniósł się ostrożnie i poszedł do łazienki. Musiał zmyć z siebie dowody zbrodni. Poplamione ubrania owinął w folię i schował do torby. Musiał się ich pozbyc.Wyszedł spod prysznica, ubrał się i spojrzał w lustro. Jak miał wytłumaczyć to wszystko Frankowi? Tak bardzo go kochał. Zrobiłby wszystko, żeby był z nim szczęśliwy. Poszedł do pokoju. Promienie wschodzącego słońca wdzierały się przez okno oświetlając chłopaka śpiącego w jego łóżku. Ukucnął przy nim i odgarnął włosy z jego twarzy. Kąciki ust Franka delikatnie uniosły się ku górze. Gee tak bardzo chciał, żeby ta chwila mogła trwać wiecznie. Ucałował usta chłopaka. Frank otworzył oczy i spojrzał na swojego ukochanego. Patrzyli się na siebie ale żaden nic nie powiedział. Gdy Gerd chciał przerwać tę niezręczną ciszą Frankie przyciągnał go do siebie i brutalnie wpił się w jego wargi. W tym samym momencie Gee poczuł, że jego ukochany go nie zostawi. Ten jeden gest wystarczył. Niestey rozmowa była w tym wypadku nieunikniona.
-Gerard. Ja nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć. Tej nocy widziałem..widziałem tak wiele...Ja wiem, że to Ty zabijasz tych wszystkich gnoi. Nie jestem na razie w stanie pogodzić się  z tym co robisz. Wiem, że to dzieje się tylko wtedy kiedy śpisz, ale jak długo to będzie trwać? Zabiłeś już tylu ludzi. Co będzie jak Cię znajdą? Jesteś mordercą Gee. Za coś takiego mogą wsadzić Cię nawet i na dożywocie rozumiesz? Dlaczego to robisz?-łzy pociekły mu po policzkach.
Gerard objął Frankiego i ztarł łzy z jego twarzy. 
-Kochanie, ja nie chcę tego robić. Zabijam nieświadomie. Robię to tylko tym, którzy sobie na to zasłużyli. Tym którzy skrzywdzili mnie albo moich bliskich. Nigdy nie pozwolę na to, żeby ktoś kiedykolwiek Cię zranił. Kocham Cię całym sobą. Nie zostawiam żadnych śladów po swoich zbrodniach. Ci kretyni z naszej policji nigdy mnie nie znajdą. Nie płacz już słonko. Zawsze będę przy TObie. Zrozumiem jeśli zechcesz to skończyć. Nie chcę wciągać Cię w to bagno. Chcę po prostu , żebyś był szczęśliwy. To mój głowny priorytet.
-Co Ty?! Czy Ty oszalałeś? Powiedziałem Ci, że  nie mogę się pogodzić z tym co robisz ale to nie znaczy, że nie chcę już z Tobą  być! Nie mógłbym. Jesteś dla mnie jak powietrze rozumiesz?  Jeżeli byś mnie zostawił nie miałbym już po co żyć. Ja nie chciałbym żyć. Jesteś sensem mojego życia. Wiem jak to brzmi.W końcu tak krótko się znamy ale ja wiedziałem to odkąd Cię ujrzałem. Ja po prostu nie chcę Cię stracić. Proszę walcz z tym. Nie zabijaj już...błagam,
-Frank ja nie mogę, nie mogę CI tego obiecać. Nie panuję nad tym i nie chcę Cię okłamywać. Nigdy nie zabiję niewinnego. Tego możesz być pewien.
-Czuję się taki bezradny. Nie wiem co robić.
-Nic nie można zrobić. Trzeba po prostu czekać i zobaczymy jak to się wszystko potoczy. Wiedz tylko, że Ciebie nigdy bym nie skrzywdził.
-Kocham CIę i nic innego się nie liczy.-powiedział Frank i pocałował swojego ukochanego.-A teraz lepiej będzie jeśli pojdę wziąć prysznic.
-Ubrania owiń folią a potem włóż je do torby. Potem się ich pozbędziemy.
-Okej-powiedział Frank i poszedł do łazienki. 
Gerard został sam. Ukrył twarz w dłoniach. Dlaczego nie mógł być normalnym nastolatkiem? Dlaczego wszystko musiało być tak bardzo skomplikowane?
Po jakichś 15 minutach Frankie wyszedł z łazienki. Był w samych bokserkach. Gerard bez skrępowania patrzył się na jego niczym nie okryte ciało. Był perfekcyjny. Zbliżył się do niego i zaczął go dotykać. Chłopak odchylił głowę do tyłu zachęcając swojego kochanka  do skosztowania jego szyi. Gerard zaczął mocno ją przygryzać zostawiając po sobie kolejne malinki. Wział Franka na ręce i rzucił go na łóżko. Frankie zdjął koszulkę ze swojego ukochanego i zaczął całować jego tors. Ich oddechy przyspieszyły. Języki łączyły się w tańcu namiętności.  Ich bielizna wylądowała na podłodze. Nie było w nich delikatności. Wszystko działo się szybko i gwałtownie. Chcieli czuć się jednością tu i teraz i nic nie było w stanie im przeszkodzić. No może oprócz zszokowanej mamy Gerarda stojącej w progu jego drzwi...