wtorek, 5 listopada 2013

But tonight belongs to...

Czas na szesnastkę ;3



Frank wybiegł z ogródka Alicji prosto na miejsce afery. Na miejscu zauważył, że tłum gapiów składa się głównie z gości dziewczyny Mikey'a. Rozglądał się, ale nigdzie nie było Gerarda. Co się stało z jego ukochanym? A co jeśli coś mu się stało? Co jeśli coś sobie zrobił? Nie to nie mogła być prawda. Niski wzrost chłopaka nie pozwalał mu na dojrzenie czegokolwiek, ponieważ tłum wszystko szczelnie zasłaniał.
-EEEEJ! ODSUŃCIE SIĘ I TO JUŻ! GERARD?!-głos uwiązł mu w gardle gdy zobaczył wokół pełno krwi i szczątki ciał. Co tu się do cholery stało?! Gdzie był Gee i czy ta cała akcja to była jego sprawka?! Musiał go znaleźć i dowiedzieć się wszystkiego zanim zrobi to policja. 

Dlaczego chłopak mógłby wpaść w taką furię? Frank przetrząsał pamięć w poszukiwaniu odpowiedzi, ale nic nie mógł sobie przypomnieć. Nagle jego wzrok napotkał wzrok młodszego Way'a.
-Mikey? Nie wiesz co się wczoraj wydarzyło?-spytał i w tym samym momencie dostał w twarz od Alicji.

-JESZCZE SIĘ DURNIU PYTASZ?! JAK MOGŁEŚ? JAK MOGŁEŚ ZDRADZIĆ GERARDA Z THOMASEM?!
-ŻE CO ZROBIŁEM?!
-TO CO SŁYSZAŁEŚ DO CHOLERY!
-Alicjo to nie czas i miejsce na takie awantury. Mamy poważniejsze problemy.-powiedział  Mikey wskazując na miejsce wypadku.
-Wiecie gdzie jest Gerard?-spytał zatroskany Frank.
-Niestety. Musimy go znaleźc.-odrzekł młodszy brat.
-Pójdę sam. Wy posprzątajcie po imprezie i uspokójcie gości-powiedział brunet i ruszył biegem przed siebie.Jak mógł to zrobić swojemu ukochanemu? Jak do tego doszło? Łzy napłyneły mu do kącików oczu. Dlaczego zawsze kiedy był szczęśliwy wszystko musiało się spieprzyć? Przebiegając obok domu Thomas'a zauważył karetkę i dwa radiowozy. Przerażony zatrzymał się. Czyżby Gerard wpadł w furię i...Nie to nie mogła być prawda. 
-Przepraszam pana? Co tu się stało?- Spytał jednego z funkcjonariuszy.
-Jakiś szaleniec zaatakował młodego chłopaka.
-Czy on żyje?-spytał Frank drżącym głosem.

-Niestety, kiedy go znaleźliśmy było już za późno, ale zapewniam Cię, że ten kto to zrobił poniesie konsekwencje.-odparł policjant i poklepał chłopaka pocieszająco po ramieniu.
-Dziękuję za informację.-powiedział Frank i ruszył pędem przed siebie. Musiał znaleźć Gerarda. Gdzie on mógł być? Co się stało? Nagle go olśniło. Skoro nigdzie go nie było musiał być w ich miejscu. Pobiegł nad staw. To tam wszystko się zaczęło. Wspólna kąpiel, pierwszy pocałunek, pożądliwy i namiętny. Jakim był głupcem, że uciekł tamtego dnia. Gerard był najlepszym co go w życiu spotkało. Przy nim czuł się bezpieczny, ufał mu i to z nim chciał spędzić resztę życia. Wyjechać gdzieś daleko i cieszyć się sobą nawzajem-to był jego plan na następne dni. Musiał go tylko znaleźć. Wtem ujrzał swojego kochanka stojącego nad stawem, całego we krwi. Schylił się nad taflą wody i ujął w dłonie białą lilię brudząc ją jednocześnie poplamionymi szkarłatną cieczą rękami.
-Czekałem na Ciebie.-powiedział Gee i odwrócił się do swojego chłopaka. W jego oczach widać było mieszankę strachu, bólu jak i nienawiści i pogardy. Powolnym krokiem zaczął przybliżać się do Franka.

-Gerd wszędzie Cię szukałem. Musimy uciekać. Policja Cię szuka. Szybko, musimy się gdzieś schować, a potem wyjechać stąd jak najdalej.-jego głos drżał. Wiedział, że to już nie jest jego ukochany. Widział to w jego opętanych oczach.
-Nigdzie nie idę skarbie. Jak tam bawiłeś się wczoraj z Thomas'em? Podobał Ci się ten gorący pocałunek?
-Gee ja na prawdę nie pamiętam co się wczoraj wydarzyło. Byłem tak bardzo pijany...Nigdy bym Cię nie zdradził. Kocham Cię.
-Zamknij się! Nie chcę dłużej słuchać tych kłamstw! Jak śmiałeś?! Po tym wszystkim co dla nas zrobiłem?! Ty gnoju!-krzyknął Gerard i rzucił we Franka Lilią. Podbiegł do niego i chwycił go rękami za szyję. Wyjął nóż i zamierzył się na gardło swojego kochanka.-Słodkich snów zdrajco!


************************************************************************************************************

Króciutki rozdzialik ale musiałam to tak podzielić bo by nam się za szybko opowiadanie skończyło ;*-Wasza Mrs Nobody


czwartek, 19 września 2013

You found me...

Ciężkie, ciężkie czasy nadeszły. Pełno problemów, nauki, deszczu i zmęczenia. Padam na twarz. Chciałam dodać ten rozdział już ze trzy dni temu ale nie miałam siły go skończyć. Co siadałam to zasypiałam przed monitorem. Dośc tego pierdzielenia. Zapraszam na rozdział 15 (zbliżamy się już do końca tego frerarda tak btw)


Szedł ciemnymi ulicami nocnego Newark. W jego sercu szalała burza. Jego ciało przechodziły dreszcze złości. Miał ochotę rzucić się na ziemię, wić się i krzyczeć z bezsilności. Jak Frank mógł to zrobić?! Dlaczego?! To wszystko tak bardzo bolało. Cholerny Thomas. Jak on śmiał dotknąć jego ukochanego? Co za gnojek. Gee poczuł, że nie może dłużej panować nad swoją złością. Upadł na ziemię, po jego kręgosłupie szła fala, które odbierała mu władzę nad kończynami. Zły Gerard wrócił do gry i tym razem nie miał zamiaru czekać aż prawdziwy Gerd zaśnie. W ciągu jednej chwili przejął kontrolę nad całym jego ciałem.
-Nareszcie w domu.-powiedział do siebie i wolnym krokiem ruszył w stronę domu Thomasa.
**********************************************

Komisarz Toro wraz ze swoimi współpracownikami już od pewnego czasu śledził młodego Way'a. Ray od początku miał przeczucie, że ten chłopak doprowadzi ich do rozwiązania zagadki.
To popołudnie i wieczór spędzili siedząc w samochodzie pod domem niejakiej ALicji. Z tego, że ludzie przychodzili z prezentami można było wywnioskować, że jest ona solenizantką owego dnia. Dochodziła godzina 23.00. Wszyscy byli zmęczeni i powoli chcieli zbierać się do domów.
-Ray zbierajmy się . Zobacz-impreza toczy się w najlepsze. Nie sądzę, żeby nocny łowca miał dziś zaatakować.

-Może i macie rację. Poczekajmy choć jeszcze chwilkę.
-Skoro tego sobie życzysz szefie.
Spędzili w tym samym miejscu jeszcze ok. 10 minut gdy nagle zobaczyli wybiegającego z imprezy wystraszonego chłopaka. Biegł przed siebie , nie odwracając się, jakby czuł, że za chwilę spotka go coś strasznego. Komisarz Toro chciał go zatrzymać,lecz jego próby spełzły na niczym. Wtem z domu wybiegł także bardzo zdenerwowany i roztrzęsiony Gerard.
-Chłopaki to nasza szansa. Wsiadać za kółko i jechać z nim. Już!Już!Już!-szepnął do reszty policjantów.

Wszyscy chórem rzucili się do samochodu i ruszyli za wkurzonym Gee. Nagle zobaczyli, że podejrzany upada. Z daleka wyglądało to, jakby miał właśnie jakiś atak. Przerażony funkcjonariusz Toro wybiegł z samochodu by rzucić się z pomocą poszkodowanemu lecz w tej samej chwili chłopak wstał i wolnym krokiem ruszył przed siebie. Ray nie miał pojęcia co się dzieje. Podbiegł do niego i złapał go za ramiona.
-Gerard?! Gerard?! Wszystko w porządku? Nic Ci się nie stało? Z daleka Twoje zachowanie wyglądało bardzo niebezpiecznie. Może zabiorę Cię do szpi...-nie dokończył zdania, gdyż w tym samym momencie zły Gee przebił mu płuco. Funkcjonariusz upadł na ziemię dusząc się.
-Dlaczego? Dla..cze..g?-wykrztusił z siebie plując krwią jednocześnie.
-Jeszcze pytasz? TO nie Twoja wina. Po prostu zostałeś przydzielony do nieodpowiedniego zadania, a ja nie mogę pozwolić na to, żebyście się wtrącali. Już niedługo pokażę wszystkim w tym mieście , że nie można bezkarnie krzywdzić Gerarda Way a. Oj nie. Wszyscy zobaczą czym jest moja krwawa zemsta.
Z drugiej strony ulicy widać było pomagających funkcjonariuszowi policjantów, lecz nawet oni nie zrobili wrażenia na oprawcy. Żadna z ich kul nie mogła go zranić. Nie był z tego świata i to należało im udowodnić. Złapał każdą wystrzeloną przez policjantów kulę i ze wszystkich sił rzucił w nich nimi robiąc bolesne i głębokie rany. Nikt nie uszedł żywy. Gerard ruszył w swoją dalszą drogę do domu kochanka jego chłopaka, odcinając wcześniej głowę funkcjonariusza Toro. Gdy dotarł do miejsca docelowego rzucił nią w kuchenne okno swojego rywala rozbijając w nim szybę. Głowa wpadła do kuchni rozbryzgując krew wszędzie wokół. Zaskoczony Thomas nie wiedział co się dzieje. Miał ochotę krzyczeć ale był zbyt przerażony tym co się wokół niego dzieje.Gerard zadzwonił do drzwi. Thomas nie ruszył się z miejsca, więc Gee je wyważył. Chłopak trzęsąc się ze strachu zaczął rozpaczliwie szukać schronienia. Jedyną dobrą opcją było schowanie się pod stół.
-Thoooomas. Gdzie jestes kochanie? Myślisz, że Cię nie znajdę? Słyszę jak oddychasz. Jestem blisko. Kiedy CIę dorwę będę powoli nacinał Twoje ciało. Będę patrzył jak płaczesz i wijesz się z bólu czerpiąc z tego szaloną satysfakcję.Kiedy wystarczająco mnie to podnieci zgwałcę Cię nożem a potem powoli wypruje wszystkie Twoje wnętrzności a głowę zabiorę jako trofeum.-w tej samej chwili Thomas pisnął z przerażenia. Gerard złapał za obrus i ściągnął go ze stołu niszcząc kryjówkę swojego przeciwnika.

-Tu jesteś Ty skurwielu!
-Gee proszę...JAkoś się dogadamy.Gee proszę... Niee...Nieee...NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE!-W tej samej chwili Gerard przyłożył chłopakowi nóż do gardła, przycisnął go do ściany, odwrócił tyłem i zaczął realizować swój niemoralny plan...
*****************************************************************
Dom Alicji

Frank ocknął się ze swojego alkoholowego upojenia. Ku swojemu zdziwieniu nie zobaczył wokół siebie wciąż panującej imprezy. Cały ogród był pusty. Powoli wstał na chwiejących nogach i poszedł szukać przyjaciół. Głowa bolała go z całych sił, a do tego nigdzie nie widział Gerarda. Co się wgl stało poprzedniego wieczoru? Dlaczego nie ma przy nim ukochanego? Coraz więcej pytań nasuwało mu się do głowy, lecz powoli zaczęły docierać też do niej odpowiedzi.
-O KURWA! GEE!-W oddali Frank zobaczył światła pogotowia i zarys wielu osób.-NIe to nie może być prawda. GEE!?!



tumdumdumdum! koniec rozdziału. Jeśli wam się podobał zapraszam do komentowania jeśli nie-to również zapraszam. Wasze opinie mogą sprawić, że to opowiadanie stanie się lepsze więc proszę się nie krępować.
                                                                                                                                Pozdrawiam-Wasza                                                                                                                                           Mrs.  Nobody



niedziela, 18 sierpnia 2013

Take my petals and cover me with the night.

Zaszalałam sobie z odpoczynkiem wiem ale jakoś nie mogłam skończyć tego rozdziału. Dedykuje go mojemu największemu fanowi -Grzywie :* Zapraszam na 'Take my petals and cover me with the night'.





Dom Alicji był stosunkowo niedaleko Gerarda więc dojście do niego zajęło tylko kilka minut. Na podwórku stało pełno samochodów a z ogródka było słuchać rozpoczynającą się imprezę. Gee zapukał do drzwi i już po chwili stała w nich solenizantka.
-AAAA! To moi najbardziej wyczekiwani goście. Ślicznie razem wyglądacie a teraz ruszcie się i pomóżcie mi dokończyć przygotowania do imprezy.-powiedziała Alicja głosem nieznoszącym sprzeciwu.

-Dziewczyno kto robi urodziny o 12 w południe! Chyba oszalałaś.-zaśmiał się Gerard.
-Frank CI nie mówił? Impreza zaczyna się o 16. Chciałam was wcześniej, żebyście razem z Mikey'em pomogli mi ze wszystkim.
-Wybacz kochannie ale gdybym Ci powiedział to nigdy nie wstałbyś z łożka.
-Matkooooooooo. Dobra już chodźmy i zróbmy co mamy zrobić.-powiedział naburmuszony Gerard.
Wszyscy skierowali się na tyły domu do ogródka. Mikey rozstawiał stoły i krzesła, Alicja z Gerard'em szaleli w kuchni przygotowując jedzenie, a Frank zajął się muzyką i oświetleniem. 

Osiemnaste urodziny-dzień, który każdy solenizant pamięta do końca swojego życia. Chwila kiedy z dziecka stajesz się dorosłym. Jedni obawiają się tego momentu a drudzy oczekują go z niecierpliwością. Minęły trzy godziny a wszystko było już przygotowane. W całym ogrodzie wokół drzew porozwieszane były kolorowe lampki choinkowe, ognisko powoli zaczynało się palić. Alicja biegała po całym domu poprawiając makijaż i ciągle starając się znaleźć jakiś odpowiedni strój na swój wyjątkowy dzień. Mikey podążał za nią krok w krok , mówiąc jej jak cudownie w czymś wygląda albo jak bardzo ją kocha i jaka jest śliczna. Gerard i Frank usiedłi przy ognisku. Siedzieli w swoich objęciach i cieszyli się sobą.
-Kocham Cię wariacie wiesz?-powiedział Gee patrząc swojemu chłopakowi głęboko w oczy.
-No nie wiem, nie wiem.

-CO? Na prawdę, chcesz mnie zdenerwować? Jak w ogóle możesz tak żartować? Sprawiłeś mi ogromną przykrość.
-Oj no wiem, ale uwielbiam się z Tobą droczyć.

-Jesteś okrutnym zboczuchem z dziwnymi fetyszami.
-Ale właśnie za to mnie kochasz-odrzekł Gerard i delikatnie ucałował wargi swojego ukochanego.
Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. Pierwsi goście zaczęli się schodzić. Alicja nadal nie była gotowa, więc powitanie przybyłych spadło na ręce Franka.Dziewczyna Mikey'a była dość znaną osobą w mieście. Wszyscy ją lubili , gdyż miała bardzo pogodny sposób zycia i nigdy nikomu nie odmawiała pomocy. Nic więc dziwnego, że w dzień jej urodzin na imprezie zjawiło się 50 osób. Większość znajomych przyszło punktualnie, spóźniała się tylko solenizantka. Wśród gości byli heterycy ale również sporo osób bi i homoseksualnych. Gdy wszyscy powoli się rozkręcali w tej właśnie chwili wyszła Alicja idąc pod rękę ze swoim chłopakiem. Z tyłu szła jej mama niosąc w rękach duży i bardzo ładnie przyozdobiony tort. Wszyscy zebrali się w jednym miejscu by tradycyjnie zaśpiewać sto lat i wręczyć Alicji prezenty. Oczywiście pierwsi w kolejce byli Frank i Gerard.
-Alicjo z okazji Twoich urodzin , chcielibyśmy Ci życzyć jak najwięcej szczęścia, miłości i przede wszystkim cierpliwości do mojego brata. Jesteście na prawdę cudowni.

-Jesteście najsłodszą parą na świecie.-powiedziała solenizantka i ucałowła obu w policzek.
Otworzyła prezent. W środku była przepiękna kolia wysadzana czerwonymi krzyształkami. Na jej widok łzy napłynęły dziewczynie do oczu.
-Jak mogliście kupić mi tak drogi prezent?! To musiało kosztować majątek! Jesteście okropni nooo...
-Wiemy!-powiedzieli zgodnie.
Życzenia i prezenty przeciągały się w nieskończoność, jednak tuż po zdmuchnięciu świeczek zaczęła się prawdziwa impreza. Alkohol lał się wszędzie dookoła. Frank i jego słaba głowa nia dali rady długo wytrzymać więc po zaledwie paru godzinach chłopak przypomniał sobie swoje śniadanie. Gee ciągle nad nim czuwał jednak litry piwa robią swoje i kiedyś w końcu natura musiała go wezwać. Gdy tylko wyszedł do łazienki, pewien szatyn o ciemnobrązowych oczach przysiadł się do jego ukochanego.
-Gerd czy to Ty?-spytał niewiele ogarniający Frank.
-Dla Ciebie mogę być kimkolwiek chcesz przystojniaku.-powiedział. Tajemniczym chłopakiem był Thomas, znajomy z klasy Frank'a. Odkąd tylko pamiętał zawsze do niego zarywał , niestety bez wzajemności. Jednak tego wieczoru, na tej imprezie miał swój moment. TO była chwila, na którą od dawna czekał. Uniósł delikatnie głowę Frank'a i namiętnie wpił się w jego wargi. Chłopak nie wiedząc co się dzieje, myślał , że to jego ukochany. Jednak nagle pocałunek został brutalnie przerwany przez pięść Gerarda uderzającą prosto w twarz Thomas'a. Przerażony podrywacz szybko podniósł się na równe nogi i zwiał w obawie, że ten go zabije. Lecz Gee był zbyt załamany. Czuł, że jego serce krwawi a ciało opanowuje wściekłosć. Zacisnął pięści i wyszedł z przyjęcia. NIe chciał, żeby ktoś widział go w tak okropnym stanie...
 

poniedziałek, 3 czerwca 2013

It s too cold outside for angels to fly...

Rozdział, rozdział, w końcu mamy rozdział :3 Napisałam połowę z dwa tygodnie temu i od tamtego czasu nie miałam siły go skończyć -.- Nie martwcie się-nie zostawie opowiadania nieskończonego :)

Zapraszam na 'It s too cold outside for angels to fly...'

 

2 miesiące później...
Newark. Małe miasteczko w stanie New Jersey. Zawsze było uznawane za jedno z niebezpieczniejszych miejsc w kraju lecz nie na taką skalę jaką osiągnęło dzięki historii 'nocnego łowcy'. Minęły dwa miesiące. Dwa miesiące fali nieustających morderstw. Wszystkie spowodowane przez jednego sprawcę. Ciała ofiar były zmasakrowane, jednak na miejscu zbrodni nie pozostawiono żadnych śladów. To był profesjonalista. Wodził wszystkich policjantów za nos. Całe miasteczko żyło w nieustającym strachu o następny dzień. Ci, których było stać na przeprowadzkę już dawno się stąd wynieśli,a Ci, którzy nie mogli sobie na to pozwolić czuli się jak zwierzyna wystawiona na polowanie. Była jednak osoba, która powoli zaczęła składać historię morderstw do kupy. Funkcjonariusz Toro. Miał kilkoro podejrzanych, jednak jeden z nich szczególnie przykuł jego uwagę. Gerard Way-zamknięty w sobie nastolatek znienawidzony przez wszystkich. Jako jedyny w fali panującego wokół strachu zachowywał się tak jakby nic się nie stało.Nadal jednak brakowało na niego dowodów. Każda z ofiar w jakimś stopniu zaszła mu za skórę, po każdej śmierci był niewzruszony, a czasami można było zobaczyć dumny uśmiech na jego twarzy kiedy ktoś wspominał o którymś z morderstw. Cała ta sytuacja coraz bardziej śmierdziała.
-Trzeba zacząć śledzić tego dzieciaka-powiedział do siebie Ray.
Wstał z fotela i ruszył do komendanta. Otworzył drzwi do jego gabinetu. Przed podjęciem jakiejkolwiek akcji musiał uzyskać zgodę od swojego przełożonego.
-Witaj funkcjonariuszu Toro. Co Cię do mnie sprowadza?

-Panie komendancie, ja przyszedłem prosić o pozwolenie na rozpoczęcie przez patrol policji kriminalnej śledzenia niejakiego Gerarda Way'a. Wiążę się to ze sprawą nocnego łowcy.
-Widzę, że znalazłeś sobie w końcu punkt zaczepienia. Jesteś jednym z naszych najlepszych policjantów dlatego zgadzam się. Trzeba w końcu rozwiązać tę sprawę.
-Dziękuję komendacie.-Ray wyszedł z gabinetu i skinął na swoich współpracowników z policji kriminalnej. Gdy podeszli bliżej wyciągnął zdjęcie podejrzanego.
-To jest właśnie Gerard Way. Macie go śledzić w ukryciu i meldować mi o każdym podejrzanym zachowaniu z jego strony.
-Tak jest!

Możliwe, że był to tylko zwyczajny dzieciak jednak Ray miał dziwne przeczucie, że śledzenie go może być kluczem do całej zagadki.

*FRANK I GERARD*
Sobotni poranek, godzina 10.00. Dzień zapowiadał się idealnie. Mimo, iż był listopad pogoda była dość ciepła i słoneczna. Gerard spał tuląc się do swojego ukochanego, gdy nagle ich cudowny sen został przerwany przez dźwięki budzika. Gee otworzył oczy i wyłączył irytujące urządzenie. Spojrzał na swojego kochanka, który powoli się budził. Był tak niesamowicie uroczy. Schylił się nad nim i delikatnie ucałował jego wargi. Frank otworzył oczy i zaskoczony oddał pocałunek.
-Kocham takie pobudki w Twoim wykonaniu.
-Nie moja wina, że jesteś tak czarujący.-odrzekł Gerd i zaczął całować szyję swojego chłopaka.
-Ej, ej. Starczy tego dobrego kochanie. Już wystarczająco wymęczyłeś mnie dziś w nocy. Jeszcze trochę i przez Ciebie zaciążę i co wtedy? Będę matką w wieku 18 lat? Nie ma mowy.-powiedział Frank oburzonym tonem i gwałtownie wstał z łożka. Pościel szybko zsunęła się z jego niczym nieokrytego ciała, a on sam dumnym krokiem ruszył do łazienki.
-Boszz coż za finezja ruchów. Frankie chczę Cię żobaczycz w sztroju kąpielowym.
-Pieprz się zboczuchu!-odparł próbując powstrzymać śmiech.
-Dobrze, ale z Tobą?
-Nie kurwa, z matką Teresą.
Powiedziawszy to Frank wszedł do łazienki a Gerard ułożył się wygodniej na łóżku i zaczął rozmyślać. Tak wiele zdarzyło się w ciągu tych dwóch miesięcy. Śmierć goniła śmierć. Każdy kto kiedykolwiek w jakikolwiek sposób ich zranił stracił życie, łącznie z rodzicami Franka. Od zawsze byli rygorystyczni i przepełnieni stereotypami. Gdy tylko dowiedzieli się, że ich syn jest gejem zamienili jego życie w piekło. Zamknęli go w pokoju i z niego nie wypuszczali. Zrobili mu dziurkę w drzwiach, przez którą podawali mu jedzenie. Wszystko było oczywiście dla jego dobra. Zakazali mu kontaktu z Gerardem i starali się mu go uniemożliwić na wszystkie możliwe sposoby. Nie wpadli tylko na to, że co noc będzie przychodził do Franka z pieprzoną kartką i długopisem przystawiając wiadomości do szyby zamkniętego okna. Pewnej nocy Frankie nie wytrzymał. Miał już dość takiego traktowania. Jego rodzina stała się dla niego najgorszym katem. Wystarczyła jedna kartka z napisem:'Zabij ich' i już następnego dnia był wolny. Donna zrozpaczona losem chłopaka, który został osierocony pozwoliła mu się do nich wprowadzić. I tak zamieszkali razem. Już nic nie mogło ich rozdzielić.

Do pokoju wszedł Frank owinięty ręcznikiem w biodrach. Krople wody skapywały z kosmyków jego włosów prosto na jego tors. Wyciagnął z szafy czarne rurki i bluzkę na ramiączka, w które szybko się przebrał.
-Jesteś tak nieziemsko seksowny.-powiedział Gee i oblizał sobie wargi.
-Ty mnie tu nie uwodź tylko rusz tyłek i idziemy.

-Dokąd Ty chcesz iść? Jest sobota. Daj żyć.
-Idziemy na urodziny Alicji! ZAPOMNIAŁEŚ!?!
-O cholera! Mieliśmy być na 12! 
-Brawo geniuszu! Całe szczęście, że ja tu jestem od myślenia bo byśmy nawet prezentu nie mieli. Ubieraj się, a ja czekam na dole.
-Wiesz, że nikt mnie tak seksownie nie wkurwia jak Ty?
-Ta ta ta. Pornola nie będziemy dla niej kręcić więc rusz ten swój jędrny tyłek.-powiedział Frank i zszedł na dół.
Co jak co ale ostatnie tekst Frankiego porządnie pobudził wyobraźnię Gerarda.




Wybaczcie wszystkie literówki i błedy ale jest 4 nad ranem i nie mam siły tego sprawdzać ;ccc



wtorek, 14 maja 2013

I wanna take you to the gay bar ^^

Minął ponad tydzień,a Nobody nic nie wrzuciła ! Hańba oj hańba ! Szczerze to nie miałam czasu. A to majówka a to zlot Mcrmy i tak mi zleciało. Mam nadzieję, że nie jesteście zawiedzeni :) Dedykuje go po raz kolejny Gerardowi lub jak kto woli Sylwii, która jest najbardziej pysiasta na świecie :3 Piszę rozdział słuchając Ciebie grającej na pianinie :3


-Matko BOSKA! CO SIE TU DZIEJE?! GERARD DO CHOLERY CO TO MA ZNACZYĆ?!-krzyczała Donna Way.
Gerard odsunął sie od Franka i okrył ich kołdrą. Ich zażenowanie sięgnęło szczytu.
-Mamo! Wyjdź stąd w tej chwili!

-Mój syn?! Gej?! Ubierzcie się i na rozmowę w tej chwili!-powiedziała mama Gee i trzepnęła drzwiami.
Frank I Gerd nie wiedzieli co się tu w ogóle stało. Wstali z łóżka, pozbierali swoje ubrania, założyli je na siebie  i ruszyli na rozmowę z rozwścieczoną kobietą.
-No nareszcie. Powiedzcie mi co tu się w ogóle dzieje co?

Donna stała oparta o kuchenny blat. W jej oczach było pełno gniewu. Gerard wszedł z Frankiem do kuchni trzymając się za ręce i usiadł przy stole. Od razu na kolanach ułożył mu się jego pies Butter.
-Mówiłem Ci już kiedyś, że jestem gejem tak? Więc przedstawiam Ci mojego nowego chłopaka. Mamo-Frankie, Frankie-mama.-powiedział uśmiechając się zadziornie.

-Że co?! Jak to Twój chłopak?! WY?!...Przed chwilą uprawialiście seks?! A ja to widziałam?! MAtko boska, trzymajcie mnie bo zemdleje.
-Uspokój się. Przecież to nic takiego. To tylko gejowski seks tak? Prawie jak hetero tylko, że od tyłu
-Ty mi tu nie żartuj Gerardzie WAy'u. CO Ty sobie myślałeś no?! Nie jestem zła że uprawialiście seks! Jestem skrytą yaoistką do cholery! Ale nie powiedziałeś mi o tym i przez to jestem wściekła!
Frank spojrzał na Gee, który aż zanosił się od śmiechu. Jak to możliwe że ta kobieta wściekła się o to, że syn nie powiedział jej, że ma chłopaka i nie zwróciła nawet uwagi na to, żę jest w homoseksualnym związku? Do tego była yaoistką? Gerard stwierdził, że jego rodzina jest najbardziej porąbaną rodziną na świecie.
-Aleś Ty przystojny Franiu. Muszę przyznać synu, że masz gust oj masz.
Powiedziała puszczając oko do Franka, który zszokowany czekał na dalszy rozwój sytuacji.
-Gerard znam jedno miejsce, w które możesz zabrać swojego gołąbeczka wieczorem. Macie tu adres-powiedziała podając Gee kartkę.

-Okej mamo ale może my już pójdziemy na górę co? 
-A co chcecie dokończyć to co wam przerwałam? DObrze, dobrze ale moglibyście jakiegoś pornola nakręcić to bym się pochwaliła synem w grupie yaoistek.
-Mamo jesteś najdziwniejszą kobietą na świecie wiesz o tym?

-Oj nie marudź. Idźcie już bo ja muszę wracać do pracy. Wpadłam tylko się przebrać. Zrobię wam jeszcze tylko coś na śniadanie i zmykam.
-Jesteś kochana. A teraz chodźmy już na górę Frankie, co Ty na to?
-Okej. Chodźmy. A tak przy okazji pani Way-jest pani najbardziej szaloną i wystrzałową kobietą jaką dane mi było poznać.
-Awww, a Ty najbardziej uroczym pysiem.
Gerard wszedł z Frankiem na górę. Położyli się na łóżku i rozmyślali o tym co już się dziś wydarzyło. Była dopiero 12 a oni mieli wrażeń jak na cały tydzień.
-Twoja mama jest wspaniała serio. Chciałbym mieć taki dobry kontakt z rodzicami.

-Ale to dlaczego go nie masz kochanie?
-Moi rodzice są bardzo ograniczeni. Nie zrozumieli by tego. Możliwe, że nawet wywalili by mnie z domu, żebym im tylko wstydu nie przyniósł.
-Nie martw się. Wszystko się jakoś ułoży. Moja mama już o nas wie więc będąc u mnie nie będziemy musieli się ukrywać.

-Wiem ale chciałbym, żebyśmy w ogóle nie musieli tego robić bo ja...Ja jestem w Tobie na prawdę bardzo zakochany i nie chce musieć non stop się hamować stojąc obok Ciebie, żeby ktoś sobie czegoś nie pomyślał.
-Ja to rozumiem, ale co możemy zrobić? Jeśli chodzi o mnie to możemy się ujawinić choćby i dzisiaj.
-Gdyby to wszystko było takie proste. Skończmy tę durną szkołę i wyjedźmy stąd jak najdalej. Gdzieś gdzie będziemy mogli być po prostu szczęśliwi.
-Zrobię wszystko ,żebyś był ze mną szczęśliwy obiecuję.-powiedział Gerard i pocałował Franka gorąco  w usta.-Chodźmy coś zjeść bo wieczorem wyruszamy w miasto. Ciekawe co też moja rodzicielka wymyśliła. Z nią to nigdy nie wiadomo.
-W sumie. TO szalony człowiek jest.

W kuchni na stole czekały na nich dwa kubki z kawą i talerz kanapek. Na lodówce wisiała kartka-Moi kochani geje-macie przygotowane śniadanie. Mikey będzie pod wieczór ale ma ze sobą klucze więc się nie przejmujcie i ruszajcie. Dobraj zabawy~mama-gej
-Hahahahaa, Donna jest epicka.-powiedział Frank popijając swoją kawę.
-To po prostu gej jest-zażartował Gerard.
Resztę popołudnia spędzili na wygłupach, pocałunkach, rozmowie i oglądaniu telewizji. Nadszedł wieczór i trzeba było zacząć się szykować na wyjście.
-To co moja piękna Franczesko? Idziemy?

-Z Tobą choćby i na koniec świata.
Gdy dotarli na miejsce wskazane przez Donnę nie dowierzali w to co widzą. Byli  w gejowskim klubie! Wszędzie roiło się od osób homoseksualnych poprzebieranych w stroje postaci historycznych. Okazało się, że mają imprezę w tym stylu . Można było zauważyć Lincolna obściskująacego się z Waszyngtonem czy Benedykta Arnolda z Napoleonem idących do dark room'u. Wszyscy bawili się do znanych rockowych piosenek. Gerard wziął Franka za rękę i zaciągnął na parkiet.
-Jesteś urodzonym tancerzem Gerardzie.
-A Ty urodzoną kokieterką Franczesko.
Wieczór był idealny, jednak wszystko co dobre musi mieć kiedyś swój koniec...

czwartek, 2 maja 2013

Run away, Run away-I'll attack!

Pochmurny i deszczowy dzień. Nobody z herbatką siedzi przed kompem i przed pójściem do pracy pisze dla Was 11 rozdział. Dedykuję go najbardziej szalonym i zajebistym ludziom jakich dane mi było poznać-Pauli, Gizz, Ewelinie i Gee. Po prostu was uwielbiam <3.<3
 Zapraszam na kolejną odsłonę szalonego życia naszych kochanków.


*Komisariat policji w Newark*

Był szary, deszczowy i bardzo duszny poranek. Policjanci z nocnej zmiany właśnie zmieniali się z przychodzącymi na ranną. Było około szóstej rano gdy zadzwonił telefon.
-Komisariat policji Newark. Tu funkcjonariusz Toro, słucham.
-...Halo...Policja!-usłyszał głos jakiejś roztrzęsionej kobiety.-Błagam przyjedźcie tu! Krew! Ona jest wszędzie. Bożee kochany?!-szloch-Jezus! Jak tak można!...Jakiś psychopata.. On...On...
-Halo? Proszę pani,proszę się uspokoić i powiedzieć co się dzieje. Gdzie mamy przyjechać? Co się stało?
-Zabili ich! Wiszą na gałęzi! Matko boska..! Biedne dzieci! Błagam pospieszcie się! Jestem nad stawem, proszę pospieszcie się.
-Spokojnie. Jesteśmy w drodze.
Ray Toro był policjantem dopiero od dwóch miesięcy. Choć pracował tu od niedawna to cieszył się ogromnym szacunkiem swoich współpracowników. Odkąd do nich dołączył pomógł rozwiązać wiele zawikłanych zbrodni dzięki swojemu nieprzeciętnemu sprytowi i dedukcji. Właśnie dostał zlecenie od szefa, żeby zajął się sprawą 'nocnego łowcy'. Dzięki niej miał dostać awans. Ta sprawa jednak była trudniejsza od dotychczasowych. Wszystkimi ofiarami byli licealiści. Nie było żadnych śladów. Wskazówką było to, że dotychczasowe ofiary ginęły w podobnych okolicznościach. Obaj byli znienawidzeni przez całą szkołę, co oznaczało niestety, że zabójcą mógł być każdy. Obaj zginęli na terenie szkoły. Zostali zabici w brutalny i bardzo 'pokazowy sposób'. To nie był morderca, który chciał ich tylko zabić. Dla niego to było coś w rodzaju sztuki, bo jak inaczej wyjaśnić to, że całe miejsce zbrodni umazane było we krwi? To był profesjonalista. Zmasakrował zwłoki a do tego nie zostawił żadnych śladów. I ten telefon sprzed kilku minut... Czy to kolejny atak 'nocnego łowcy'? Nie było czasu do stracenia. Ray złapał swoją policyjną marynarkę, kluczyki od radiowozu i razem z dwoma innymi współpracownikami pojechali na miejsce zbrodni. Dojechali nad staw. To co zobaczyli całkowicie ich zszokowało. Obok stawu klęczała starsza kobieta. Była cała roztrzęsiona, a w rękach trzymała różaniec. Nad stawem, na gałęzi wisiały trzy ciała. Były całkowicie zmasakrowane. Woda w stawie była czerwona od skapującej z nich krwi. Funkcjonariusz Toro wiele widział już w swojej karierze ale ten widok całkowicie nim wstrząsnął. To musiała być sprawka nocnego łowcy. Koledzy policjanta zaczęli zdejmować zwłoki z drzewa a on sam podszedł do kobiety. Musiał ją przesłuchać i dowiedzieć się jak się tu znalazła.
-Przepraszam. Czy mógłbym zamienić z panią kilka słów?
Kobieta podniosła głowę. Jej oczy całe były we łzach. Była wstrząśnieta i zrozpaczona.
-Dziękuję, że tak szybko przyjechaliście-powiedziała i wtuliła się w Ray'a.-Ja...ja...jak co rano wyszłam dziś na spacer...Często tu chodzę bo mieszkam niedaleko..i..dziś szłam...i...-załkała głośno-Ja przyszłam nad ten staw a oni...oni byli już martwi. Ja zaczęłam krzyczeć...nie wiedziałam co robić...Jak to się mogło stać? Kto mógł im to zrobić? Kto byłby taką bestią? Dlaczego?...-rozpłakała się.
Toro wiedział, że nic więcej nie wyciągnie z tej biednej staruszki. W sumie była tylko niewinnym świadkiem zdarzenia.
-Pojedzie pani z nami. Musi pani złożyć zeznania na komisariacie.
-Oczywiście. Zrobię wszystko, żeby pomóc w schwytaniu tego zbrodniarza.
Karetka zabrała zwłoki do kostnicy a Ray razem ze świadkiem zdarzenia udał sie na posterunek. Sprawa nocnego łowcy robiła się coraz trudniejsza do rozwikłania.

*Dom Way'ów*

Gerard podniósł się ostrożnie i poszedł do łazienki. Musiał zmyć z siebie dowody zbrodni. Poplamione ubrania owinął w folię i schował do torby. Musiał się ich pozbyc.Wyszedł spod prysznica, ubrał się i spojrzał w lustro. Jak miał wytłumaczyć to wszystko Frankowi? Tak bardzo go kochał. Zrobiłby wszystko, żeby był z nim szczęśliwy. Poszedł do pokoju. Promienie wschodzącego słońca wdzierały się przez okno oświetlając chłopaka śpiącego w jego łóżku. Ukucnął przy nim i odgarnął włosy z jego twarzy. Kąciki ust Franka delikatnie uniosły się ku górze. Gee tak bardzo chciał, żeby ta chwila mogła trwać wiecznie. Ucałował usta chłopaka. Frank otworzył oczy i spojrzał na swojego ukochanego. Patrzyli się na siebie ale żaden nic nie powiedział. Gdy Gerd chciał przerwać tę niezręczną ciszą Frankie przyciągnał go do siebie i brutalnie wpił się w jego wargi. W tym samym momencie Gee poczuł, że jego ukochany go nie zostawi. Ten jeden gest wystarczył. Niestey rozmowa była w tym wypadku nieunikniona.
-Gerard. Ja nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć. Tej nocy widziałem..widziałem tak wiele...Ja wiem, że to Ty zabijasz tych wszystkich gnoi. Nie jestem na razie w stanie pogodzić się  z tym co robisz. Wiem, że to dzieje się tylko wtedy kiedy śpisz, ale jak długo to będzie trwać? Zabiłeś już tylu ludzi. Co będzie jak Cię znajdą? Jesteś mordercą Gee. Za coś takiego mogą wsadzić Cię nawet i na dożywocie rozumiesz? Dlaczego to robisz?-łzy pociekły mu po policzkach.
Gerard objął Frankiego i ztarł łzy z jego twarzy. 
-Kochanie, ja nie chcę tego robić. Zabijam nieświadomie. Robię to tylko tym, którzy sobie na to zasłużyli. Tym którzy skrzywdzili mnie albo moich bliskich. Nigdy nie pozwolę na to, żeby ktoś kiedykolwiek Cię zranił. Kocham Cię całym sobą. Nie zostawiam żadnych śladów po swoich zbrodniach. Ci kretyni z naszej policji nigdy mnie nie znajdą. Nie płacz już słonko. Zawsze będę przy TObie. Zrozumiem jeśli zechcesz to skończyć. Nie chcę wciągać Cię w to bagno. Chcę po prostu , żebyś był szczęśliwy. To mój głowny priorytet.
-Co Ty?! Czy Ty oszalałeś? Powiedziałem Ci, że  nie mogę się pogodzić z tym co robisz ale to nie znaczy, że nie chcę już z Tobą  być! Nie mógłbym. Jesteś dla mnie jak powietrze rozumiesz?  Jeżeli byś mnie zostawił nie miałbym już po co żyć. Ja nie chciałbym żyć. Jesteś sensem mojego życia. Wiem jak to brzmi.W końcu tak krótko się znamy ale ja wiedziałem to odkąd Cię ujrzałem. Ja po prostu nie chcę Cię stracić. Proszę walcz z tym. Nie zabijaj już...błagam,
-Frank ja nie mogę, nie mogę CI tego obiecać. Nie panuję nad tym i nie chcę Cię okłamywać. Nigdy nie zabiję niewinnego. Tego możesz być pewien.
-Czuję się taki bezradny. Nie wiem co robić.
-Nic nie można zrobić. Trzeba po prostu czekać i zobaczymy jak to się wszystko potoczy. Wiedz tylko, że Ciebie nigdy bym nie skrzywdził.
-Kocham CIę i nic innego się nie liczy.-powiedział Frank i pocałował swojego ukochanego.-A teraz lepiej będzie jeśli pojdę wziąć prysznic.
-Ubrania owiń folią a potem włóż je do torby. Potem się ich pozbędziemy.
-Okej-powiedział Frank i poszedł do łazienki. 
Gerard został sam. Ukrył twarz w dłoniach. Dlaczego nie mógł być normalnym nastolatkiem? Dlaczego wszystko musiało być tak bardzo skomplikowane?
Po jakichś 15 minutach Frankie wyszedł z łazienki. Był w samych bokserkach. Gerard bez skrępowania patrzył się na jego niczym nie okryte ciało. Był perfekcyjny. Zbliżył się do niego i zaczął go dotykać. Chłopak odchylił głowę do tyłu zachęcając swojego kochanka  do skosztowania jego szyi. Gerard zaczął mocno ją przygryzać zostawiając po sobie kolejne malinki. Wział Franka na ręce i rzucił go na łóżko. Frankie zdjął koszulkę ze swojego ukochanego i zaczął całować jego tors. Ich oddechy przyspieszyły. Języki łączyły się w tańcu namiętności.  Ich bielizna wylądowała na podłodze. Nie było w nich delikatności. Wszystko działo się szybko i gwałtownie. Chcieli czuć się jednością tu i teraz i nic nie było w stanie im przeszkodzić. No może oprócz zszokowanej mamy Gerarda stojącej w progu jego drzwi...




niedziela, 28 kwietnia 2013

There's blood on my hands, like the blood in you.

Aż nie wierzyłam kiedy zobaczyłam liczbę wejść na bloga po ostatnim rozdziale. Boże czuję się zaszczycona,  że aż tak mnie czytacie. Za każdym razem kiedy zaczynam pisać rozdział mówię sobie, że ten będzie długi i za każdym razem kiedy kończę okazuje się, że wcale taki nie jest :c Chyba nie umiem pisać długich rozdziałów :ccc I tak oto prezentuję wam kochani dziesiąteczkę mojego psychicznego Frerarda. Miłego czytania ;D



Wybiegł z domu i zobaczył zarys postaci swojego kochanka na końcu ulicy.Ruszył za nim. Było około pierwszej w nocy. Ulice były ciemne i opustoszałe. Tylko latarnie rzucały blade światło na przesiąknięte mrokiem miasto. Frank dobiegł do przyjaciela i zagrodził mu drogę.
-Gerard? Gerard?! Halo? Słyszysz mnie? Gee co się z Tobą dzieje? Czy to jakieś głupie żarty? Proszę wracajmy do domu.-mówił ale Gerd nawet nie drgnął. Miał szeroko otwarte oczy ale nawet nimi nie mrugał. Była w nich jedna wielka pustka. Nie wiedział co zrobić. Gee wyminął go i dalej szedł przed siebie. Frank poszedł za nim. Doszli do lasu prowadzącego nad staw gdzie po południu spędzali czas. Na samo jego wspomnienie zrobiło mu się gorąco. Gerard nie zważając na idącego za nim chłopaka zapuścił się w leśną gęstwinę. W pewnym  momencie Frank zobaczył palące się tuż nad stawem ognisko a przy nim pijących i nabijających się z nich bandziorów. Wystraszony wycofał się kilka kroków do lasu. Próbował zaciągnąć ze sobą Gerarda ale ten nawet nie drgnął. Wyszedł z lasu i stanął przed dresiarzami.
-Patrzcie chłopaki! Czy to nie jedna z naszych gejowskich księżniczek? Jeszcze Ci mało? Wróciłeś po dokładkę z popołudnia słodziaczku? Halooo... Mówi się do Ciebie frajerze więc może byś jakoś zareagował?!-Gerard stał i przyglądał się swoim oprawcom. Zza pleców wyjął nóż. Frank patrzył na wszystko z zapartym tchem. Czy to możliwe? Czyżby to Gee był jego bohaterem?
-Co robisz pedale? Chłopaki bierzcie go!-na komendę wszyscy rzucili się na Gerarda lecz ten nie dał się im  powstrzymać. Rzucił się na nich z nożem. Zwinnie ominął każdy ich cios a sam zbliżał się do  nich i wbijał im nóż w tętnice. Ziemia była przesiąknięta czerwienią. Frank przyglądał się wszystkiemu i nie wierzył w to co widzi. Z jego perspektywy wyglądało to jak taniec, taniec śmierci. Jeden płynny ruch jego kochanka i wszystko co złe znikało. Jeden cios i świat był wolny od zła i cierpienia zadawanego przez takich właśnie typów. Gerard zatrzymał się i spojrzał na ciała swoich ofiar. Jego usta delikatnie się uśmiechnęły. Schylił się nad nimi i raz po raz zanurzał w ich ciałach narzędzie zbrodni. Krew tryskała we wszystkie strony. Frank był coraz bardziej przerażony. Z drugiej jednak strony to był koniec ich cierpień. W szkole nie było już praktycznie nikogo kto mógłby ich skrzywdzić. Spojrzał na swój nadgarstek. Wciąż widniała na nim rana zostawiona przez jednego z nich.Tak bardzo ich skrzywdzono. Dostali to na co zasłużyli więc nie powinien ich żałować. Przecież sam podziwiał osobę dzięki której każdy kto zrobił im krzywdę znikał. Ale dlaczego to musi być właśnie Gerard? Jego ukochany, nadzieja na lepsze jutro. Miał mętlik w głowie. Co powinien teraz zrobić? Bał się tak po prostu wyjść i prosić Gee, żeby wrócił z nim do domu. Nie wiedział do czego jest teraz zdolny. Umysł podpowiadał mu, żeby uciekał stąd jak najszybciej ale serce mu na to nie pozwalało. Siedział w ukryciu i patrzył na rozwój wydarzeń. Gerard wyjął z krzaków linę, którą obwiązał swoje ofiary. Powiesił je nad stawem na gałęzi. Pociął im twarze, z których krew skapywała prosto do jeziora zamieniając czystą jego taflę w pełną szkarłatnej cieczy.

Frank podziwiał dzieło swojego kochanka. Z jego perspektywy wyglądało to jak prawdziwe dzieło sztuki. Okrutne, bezlitosne a jednak tak piękne. Gerard wyjął z kieszeni jednej ze swoich ofiar telefon komórkowy i wrzucił go do stawu po czym zaczął wracać do domu. Frank wstrzymał oddech kiedy Gee przechodził obok miejsca, w którym się ukrył. Gdy przeszedł i był już przy wyjściu z lasu Frankie wyszedł ze swojej kryjówki i ruszył za nim. W jego głowie kotłowało się mnóstwo sprzecznych myśli. Osobą, którą podziwiał był jego kochanek. Ale był też mordercą, niebezpiecznym, nocnym łowcą. Z drugiej strony był jego bohaterem i to wszystko co się dziś wydarzyło... Jak ktoś tak czuły i delikatny mógł być mordercą?...Ale przecież on nie wiedział co robi. Zabijał kiedy spał a w dodatku nie robił tego ludziom, którzy na to nie zasługiwali. Tego było za dużo. Musiał z nim porozmawiać. Doszedł do domu Way'ów. Wszedł do pokoju Gee. Leżał nakryty kołdrą, cały we krwi i spał. Frank usiadł na łóżku obok niego. Odgarnął mu kosmyk włosów z czoła i delikatnie przejechał palcem po jego policzku. I w tej właśnie chwili wszystko co złe zniknęło. Mógł tak na niego patrzeć i podziwiać go całą noc. Zakochał się w nim i nic nie mogło tego zmienić. Mógł popełnić nawet najgorszą zbrodnię a on i tak by mu wybaczył. Liczyło się tylko to żeby tu przy nim był i nigdy go nie opuszczał. Ucałował jego wargi i przytulił się do niego. Leżeli wtuleni w siebie i przesiąknięci krwią swoich wrogów.

Godzina-3.00
Gerard obudził się po raz kolejny ze swojego koszmaru. Tuż obok niego spał Frank, który cichutko pochrapywał. Spojrzał na swoje ubranie. Całe we krwi. A co jeśli... Co jeśli Frank to wszystko widział? Nie, nie mógł. Tak bardzo nie chciał, żeby dowiedział się o jego podwójnym życiu. Spojrzał na niego. Też był ubrany, a do tego cały we krwi. Więc wiedział. Co teraz? To co stało się ostatniej nocy było jak cudowny sen. Nie chciał, żeby to wszystko się od tak skończyło. Za bardzo zaczęło mu zależeć na tym chłopaku. A co jeśli on nie będzie chciał go już znać? Ale czy samo to, że spał teraz spokojnie w jego ramionach nie było odpowiedzią? Przecież jeśli by go potępiał nie było by go tutaj... Jedno było pewne-czekała ich poważna rozmowa.



Tadaaaaaaam. Koniec dziesiąteczki. I jak wrażenia? Mam nadzieję że się podobało. Rozdział miałam dodać wczoraj ale niestety jak na złość padł mi net zanim udało mi się go opublikować. Czytajcie i komentujcie :)

wtorek, 23 kwietnia 2013

Everyday I wake up alone- kill me just kill me!

I oto jest-rozdział 9. Czekaliście z niecierpliwością jak sądzę^^ więc oto jest. Najbardziej zboczony rozdział w tym opowiadaniu. Jeśli brzydzisz się gejowskim seksem weź wyjdź zanim zryję Ci psychikę. Ten rozdział aż muszę zadedykować mojemu narzeczonemu Gee ^^ Czytajcie, jarajcie się i komentujcie pysiaczki :*





Gerard zjechał pocałunkami na tors swojego kochanka, który wplótł palce w jego włosy. Obaj wiedzieli do czego doprowadzą te wszystkie pieszczoty ale tak na prawdę mało ich to wszystko obchodziło. Liczyło się tylko tu i teraz. Obaj coraz ciężej i głośniej oddychali. Gee zaczął majstrować przy pasku od spodni chłopaka.
-Na pewno tego chcesz?-spytał Gerd zatrzymując się na chwilę i patrząc w oczy Franka.
-Niczego nie byłem bardziej pewien.-odpowiedział mu i sam zaczął zdejmować spodnie swojego przyjaciela.
Spodnie obu wylądowały na podłodze obok koszulek. Znowu zaczęli namiętnie się całować. Tym razem to Frank przejął inicjatywę. Pieścił językiem ucho kochanka. Podniecenie z każdą chwilą wzrastało. Pchnął Gerarda na łóżko i usiadł na nim okrakiem. Dotykał jego ciała. Był taki piękny. Frank zaczął drażnić zębami jego sutki na co jego kochanek wtórował głośnymi jękami i wbijającym się w tyłek penisem. Frank zszedł z niego ale nie przerwał pieszczot. Całował i dotykał każdy skrawek skóry Gee. Dotarł ustami do gumki od bokserek i postanowił ściągnąć je z niego zębami. Ciało Gerarda przechodziły dreszcze podniecenia. Gdy jego majtki trafiły obok reszty części garderoby Frank zaczął delikatnie dotykać i uciskać męskość Gerarda co wywołało kolejną falę głośnych jęków. Frank pocałował ją z czułością i wziął ją do ust. Gee zaczął rzucać się na łóżku z fali wszechogarniającej go przyjemności.Całe jego ciało drżało. Miał ochotę krzyczeć.
-FRANK! OCH FRANK!.....BOŻE...
Gerd pociągnął za włosy swojego kochanka. Nie wiedział co się wokół niego  dzieje. Wszystko było takie odległe. Była tylko ta chwila i to cudowne uczucie. Czuł, że jest już bliski szczytu więc odciągnął delikatnie głowę Franka dosłownie chwilę przed tym zanim osiągnął orgazm. Zmęczony chłopak położył się tuż obok niego a Gee z namiętnością wpił się w jego wargi. To jeszcze nie był koniec tego wieczoru. Znów wszystko się zaczęło tylko z tą różnicą, że to Gerard był teraz panem sytuacji. Podniecenie znów rosło w nich coraz szybciej. Żeby przygotować chłopaka na ból i sprawić by był on jak najmniejszy Gee włożył w niego dwa palce i zaczął delikatnie nimi poruszać. Frank jęczał z bólu i podniecenia.
-Jeśli nie chcesz możemy przestać nawet w tej chwili. Nie chcę sprawiać CI bólu.
-Zamknij się i kochaj się ze mną. Chcę to zrobić tylko z Tobą tu i teraz-powiedział Frank.
Po usłyszeniu tych słów Gerard wszedł swoją męskością w tyłek Franka, który jęknął z bólu. Bolało go jak cholera. Gee zaczął powoli się w nim poruszać. Po dłuższej chwili cierpienia Frank zaczął czuć ogromną przyjemność. 
-Gee! BŁAGAM SZYBCIEJ!
Dwa razy nie trzeba było tego powtarzać. Zaczęli poruszać się w sobie równym rytmem. Cały dom wypełniony był ich krzykiem namiętności. Zarówno Gerard jak i Frank byli już bliscy spełnienia. Jeszcze kilka płynnych ruchów i obydwoje osiągnęli orgazm. Wycieńczeni położyli się obok siebie i nakryli się kołdrą. Wtulili się w swoje ciała.
-Gee kocham Cię. Przepraszam, że na początku wszystko spieprzyłem. Odkąd Cię poznałem chciałem się do Ciebie zbliżyć. Pociągało mnie to jak się poruszasz, Twój wygląd a do tego jeszcze ta Twoja cudowna osobowość. Nigdy nie widziałem kogoś tak idealnego jak Ty. Z początku bałem się tego co się ze mną dzieje, tego całego uczucia. Byłem taki głupi... Ale teraz już wiem, że jesteś dla mnie wszystkim. Jesteś moim powietrzem i całym moim światem.
Gerard był oszołomiony. Właśnie uprawiał homoseksualny seks ze swoim najlepszym przyjacielem, był podpity a do tego właśnie wyznano mu miłość. To była najpiękniejsza chwila w jego życiu.
-Zakochałem się w Tobie od pierwszego wejrzenia...Teraz zamknij się i w końcu mnie pocałuj moje słońce.-powiedział Gee i ucałował wargi Franka. 
Byli tak zmęczeni, że po chwili usnęli w swoich ramionach. Tę noc mieli zapamiętać na bardzo bardzo długo.

***************************************SEN****************************
Szedł przez las, który prowadził do miejsca gdzie ostatnio całowali się z Frankiem. Było ciemno i czuło się grozę panującą wokół. Wyszedł z niego i stanął nad stawem. upadł na kolana. Tuż nad nim na gałęzi przywiązana była banda bandziorów, która niedawno go tu dopadła. Byli martwi a z ich zwłok sączyła się krew zamieniając czystą wodę ze stawu w pełną szkarłatnej cieczy. Odwrócił się. Za nim stała zjawa uśmiechająca się kpiąco. Zły Gerard zbliżył się nieznacznie i kucnął obok podziwiając swoje dzieło.
-Czyż nie są piękni? Zniszczyłem kolejne złe nasiona pozostawiając tylko piękno. -powiedział i podał Gee telefon, na którym było nagranie ostatniego zdarzenia.
Gerard rzucił nim prosto do wody.
-Masz rację. Dziękuję za to, że chronisz mnie i mojego ukochanego.
-Podziękuj sobie samemu. Jesteśmy jedną osobą Gerard. Ja jestem tą silniejszą stroną, której nie dopuszczasz do głosu w normalnym świecie. Nie mogę patrzeć kiedy dzieje się krzywda nam lub naszym bliskim.Zawsze będę stał na straży Twojego dobra.-powiedział zły Gee i zniknął zostawiając swoją dobrą wersję patrzącą na zwłoki swoich wrogów.
************************************************************************
Frank obudził się i kątem oka zobaczył, że jego przyjaciel ubiera się i kieruje w stronę wyjścia.
-Gee dokąd idziesz...Gee? Halo słyszysz mnie?-Pytał ale chłopak nie odpowiadał. Frank wstał z łóżka narzucił na siebie ubrania i ruszył za nimi. Czyżby lunatykował? Wybiegł z domu i zobaczył zarys postaci swojego kochanka na końcu ulicy. Ruszył za nim. Nie wiedział że to co zobaczy zmieni cały jego świat.



Koniec 9 rozdziału. Trochę zboczony, trochę pokręcony ale co tam. Ach ta moja wyobraźnia kiedyś mnie wykończy xd Jeśli się podobało to komentujcie moje pysiaczki :*



piątek, 19 kwietnia 2013

I'm still into you...

Piszę ten rozdział z moim kotem-Frankiem śpiącym mi na kolanach. Taki kochany z niego pyś *.* Czas na rozdział 8 a tuż po nim 9-w którym będą się działy sceny +18^^ Rozdział dedykuję mojemu przyjacielowi Gee-pamiętaj, że choćby nie wiem co ja zawsze będę dla Ciebie wsparciem i możesz na mnie liczyć. But this time, we'll show them. We'll show them all how much we mean .




FRANK

Narzucił na siebie ubrania i biegł. Łzy ściekały mu po policzkach. Jak to się stało?! Jak do tego doszło?! Jego czuły dotyk, gorący oddech, usta napierające na niego namiętnie. Dlaczego uciekłeś Ty dupku?! Przecież mogło być tak cholernie pięknie. To wszystko działo się tak szybko. Ale przecież... To tak cholernie mu się podobało. Dlaczego przestał?! Zachował się jak  tchórz. Jak zwykły dzieciak. Wszedł do domu. Rodziców na szczęście nie było. Zamknął się w swoim pokoju i gorzko płakał. Bał się. Niby pogodził się już z tym, że jest biseksualny ale to wszystko tak nagle w niego uderzyło. Czy Gerard mu się podobał? Tak i to z całą pewnością ale...To że nie miał nad tym kontroli, że nie panował nad niczym i wszystko działo się tak spontanicznie. Chyba głównie to najbardziej go przerażało. Teraz gdy został sam żałował. Wiedział, że będzie musiał wszystko wyjaśnić przyjacielowi i że być może nie będzie nawet chciał z nim rozmawiać. Wszystko zepsuł akurat w chwili kiedy mogło dojść do czegoś więcej. A czemu? Z własnej głupoty. Chciał do niego zadzwonić ale... Nie to nie była rozmowa na telefon. Postanowił do niego iść. Nie wiedział czy chłopak był już w domu ale nic nie szkodziło w tym żeby w razie czego na niego poczekać. Założył trampki i wyszedł z domu. Zbliżał się już wieczór. Powoli zachodziło słońce. Było tak pięknie. I pomyśleć, że właśnie w tej chwili mógł podziwiać go z nim, mógłby smakować jego ust, mógłby nawet uprawiać z nim seks... Ale czy był na to gotów? Miał mętlik w głowie. Był coraz bliżej domu Gerarda a właściwie sam nie wiedział co mógłby mu powiedzieć. Na przykład-Cześć wybacz, że zwiałem ale jestem takim cholernym kretynem, że nie umiem panować nad swoimi emocjami i kiedy czuję się niepewnie to spierdalam w najbliższe krzaki?- tak to byłoby genialne wytłumaczenie. Był już pod drzwiami przyjaciela. Raz kozie śmierć-pomyślał i nacisnął dzwonek do drzwi. Nikt nie przyszedł otworzyć. No tak. Jeszcze nie wrócił. Frank spędził pod domem WAy'ów jakieś 2 godziny. W tym czasie rozmyślał nad wszystkim co się stało. W końcu coraz bardziej zaczął martwić się o Gee. Wciąż go nie było. Przecież już dawno powinien wrócić. Miał już iść go szukać gdy zobaczył go idącego chwiejnym krokiem w kierunku domu...


GERARD
Stał w wodzie i patrzył jak jego przyjaciel ucieka. Nie wiedział co ma o tym wszystkim myśleć. W jednej chwili wszystko było takie idealne aż nagle...To wszystko nie miało żadnego sensu. Co on w ogóle sobie myślał?! Przecież to, że Frank jest biseksualny nie oznaczało, że od razu musiał mu się podobać. Ale ten błysk w jego oczach, te wszystkie reakcje. Przecież widział, że jemu też to wszystko się podobało. Jak miał to rozumieć? Może po prostu był tylko zabawką? Zwykłą przygodą, testem? Może Frank sprawdzał czy sprawy mogą zajść dalej...A może... A co jeśli zrobił to wszystko, żeby się z niego nabijać? Może chciał go sprawdzić czy na prawdę jest gejem i jeśli okaże się, że tak to opowiedzieć o tym wszystkim i się z niego nabijać? Nie to nie mogła być prawda. Frank taki nie był. A może...Wyszedł z wody i usiadł na trawie. Wyjął ze spodni paczkę papierosów. Musiał zapalić. Zaciągnął się dymem. Czuł się pusty i wyprany z uczuć. Miał właśnie wstać i zacząć się ubierać gdy nagle poczuł silne ręce pchające go na ziemię. Ktoś trzymał go w żelaznym uścisku. Nie miał jak się wyrwać. Przewrócono go na plecy i wtedy zobaczył twarze swoich oprawców. To było 3 tyranów z grupy Grega.
-Hahaha patrzcie chłopaki. Nasza pedalska księżniczka sama nad rzeczką i do tego w majteczkach. Och jak uroczo.
-Co wy tu robicie do diabła.-wycedził przez zęby Gerard.
Jeden z bandy kopnął go mocny w brzuch. Gee skulił się z bólu.
-Nie pyskuj gnojku. Jeszcze się nie nauczyłeś, że z nami się nie zadziera? Chętnie CI przypomnimy. Jeśli już musisz wiedzieć to śledziliśmy Ciebie i Twojego kochanka. Nagraliśmy wszystko do czego tu doszło i z chęcią dzięki temu materiałowi zniszczymy życie Tobie i temu drugiemu pedałkowi.
Gerard czuł się bezradny. Nie dość, że doszło do tej sytuacji z Frankiem to do tego jeszcze ta banda gnoi...Jak on miał o tym powiedzieć przyjacielowi. Jeśli jego rodzice by się o tym dowiedzieli to nie miałby z nimi życia. A gdyby w szkole wiedzieli...Tego było za wiele.
-A teraz przypomnimy Ci kto tu rządzi.-powiedział jeden z oprawców i skinął na resztę. Gerd poczuł że dwóch go podnosi. Trzeci zaczął okładać go pięściami i kopać. Wszyscy robili to na zmianę. Chłopak zaczął pluć krwią. Wszystko go bolało. Czuł, że za chwilę straci przytomność i jedyne czego chciał w tej chwili to zobaczyć tę anielską twarz. Frank...Gdy był już bliski kresu swoich sił bandyci zostawili go w spokoju.
-Chodźmy już. Jak teraz go zabijemy to nie dość, że będziemy mieć przesrane to stracimy naszą ulubioną zabawkę.-ruszyli w drogę powrotną.-Pedały do gazu-krzyknęli na odchodne.
Gerard leżał na ziemi. Czuł się poniżony, bezradny i samotny. Jak do tego wszystkiego doszło. W sercu rosła nienawiść do tych gnoi. Ale tym już miał się zająć...zły Gerard. Kto wie może nawet i tej nocy. Zaśmiał się. Przez chwilę tak bardzo się przejmował a tu proszę. Oni mieli się już jutro nie obudzić. Nigdy nie użyją tego filmiku przeciw nim. Poczuł, że musi oblać to wszystko. Sprawdził ile ma przy sobie pieniędzy. Było to niestety mało, żeby kupić jakiś porządny trunek do opicia się więc postanowił skołować dwa tanie wina. Tak to powinno mu w sumie wystarczyć. Trzeba było mu przyznać, że nie miał zbyt dobrej głowy do tego typu rzeczy. Pozbierał swoje rzeczy, ubrał się i wyszedł na ulicę. Skierował się do najbliższego sklepu monopolowego. Nie miał problemu z kupieniem alkoholu. Poszedł do parku gdzie pierwszy raz spędzał czas z Frankiem. Pił i płakał. Miał dość tego wszystkiego. Zbrodnie, odrzucenie, tępienie... To wszystko po prostu go przerastało. Alkohol zaczął buzować w jego krwi. Opił się-tak jak chciał. Zdecydował, że trzeba by wrócić do domu. Ruszył chwiejnym krokiem potykając się o własne nogi. Szło mu to bardzo opornie i zaliczył kilka upadków ale w końcu był już nieopodal domu. I właśnie wtedy zobaczył , że ktoś idzie w jego stronę. Z początku myślał, że to jakieś pijackie zwidy ale to był nikt inny jak Frank. Podszedł do niego i i złapał za ramiona.
-Gee jesteś kompletnie pijany.
-Troszeczkę..a...ale..ymm...Po co tu przyszedłeś?
-Chciałem Ci wytłumaczyć, ale lepiej będzie jeśli to pokaże.
Frank złapał Gerarda za podbródek i delikatnie go pocałował. Zszokowany Gerard zaczął oddawać pocałunek. Z początku delikatny stawał się coraz bardziej namiętny. Było w nim wszystko. Strach, tęsknota, miłość, troska. Ich języki znów wałczyły o dominację a serca zabiły równym rytmem. Nie odrywając się od siebie weszli do mieszkania Way'ów. Skierowali się do pokoju Gerarda. Frank zatrzasnął drzwi i pchnął chłopaka na łóżko. Gerard ściągnął z niego koszulkę i zaczął całować jego tors. Jego kochanek też nie próżnował. Po chwili obie bluzki leżały na podłodze. Gee zaczął całować i ssać szyję chłopaka zostawiajac na niej mokre czerwone ślady. Frank cicho pojękiwał z podniecenia. Tym razem żaden z nich nie chciał tego kończyć tylko na tym etapie...




Buahahha tak jestem wredna! TERAZ CZEKAJCIE Z NIECIERPLIWOŚCIĄ NA NASTĘPNY! BUAHAHAHA!Jak będą komentarze to następny będzie szybciej :*






poniedziałek, 15 kwietnia 2013

And the collision of your kiss- that made it so hard^^

Po wczorajszym króciutkim rozdziale czuję bardzo ale to bardzo duży niedosyt więc dziś dostajecie moi kochani 7. Nie powiem, ale pod ostatnim rozdziałem brak komentarzy bardzo mnie rozczarował. Tak jest- Nobody jest smutna :c Mam nadzieję, że się poprawicie :3 Rozdział 7.



Wyszli z domu i ruszyli w kierunku szkoły. Gerard już za kilka chwil miał się przekonać czy to on jest mordercą. Ta chwila miała na zawsze zmienić jego życie. Tuż obok niego szedł nic niepodejrzewający Frank. Opowiadał mu o jakimś komiksie, który niedawno przeczytał. Mówił o tym z taką pasją, że Gee aż się uśmiechnął. Był taki uroczy. W świetle jesiennego słońca wyglądał jak anioł. Gdy wyszli zza rogu i byli już praktycznie obok szkoły znów zobaczyli pełno policyjnych samochodów pod budynkiem. Pełno policjantów chodziło wokół szkoły z psami. Szukali go. To było pewne.
-Gee co się dzieje? Myślisz, że znowu był atak?
-Nie wiem. Wejdźmy to się tego dowiemy.
W budynku aż roiło się od funkcjonariuszy. Gdy przechodzili obok wejścia do szkolnej kotłowni zobaczyli, że zaklejono je taśmą. Właśnie wychodził stamtąd jakiś mężczyzna z aparatem. A więc to prawda. Gerard Way był seryjnym zabójcą.
-Przepraszam pana. Czy mógłby nam pan wyjaśnić co się tu właściwie stało?-spytał policjanta Frank.
-Był kolejny atak. Został zamordowany niejaki Kayle. Znaliście go chłopcy?
Frank był zszokowany. Po raz kolejny tajemniczy bohater uratował jego i Gerarda przed przyszłymi upokorzeniami. Poczuł, że z jego serca spadł ciężki głaz. Już nigdy ten terrorysta ich nie skrzywdzi.
-Czy go znaliśmy?-powiedział Frank-Kto go nie znał?! Był terrorystą całej szkoły. Niszczył życie każdemu kto stanął mu na drodze! Wreszcie dopadło go ramię sprawiedliwości!
-Bardzo mi przykro, że tyle musieliście przez niego przejść. Nie wiecie może czy miał jakichś wrogów, którzy mogliby się na nim zemścić? Został zamordowany w podobny sposób co Greg więc podejrzewamy, że to ten sam sprawca.
-On miał samych wrogów. Sam ich sobie tylu narobił.-powiedział obojętnym tonem Frank.
-Ah tak. A ty? Nie masz nic do powiedzenia?-funkcjonariusz spytał Gerarda.
Chłopak nie wiedział co ma powiedzieć. Właśnie dowiedział się,że jest nocnym mordercą. Gdy tylko zasypiał każdy kto zrobił krzywdę jemu lub komuś z jego bliskich musiał zginąć.
-Nic nie wiem w tej sprawie więc co mam powiedzieć.
-No nie wiem. Jaki miałeś do niego stosunek?
-Nienawidziłem go jak każdy tutaj. Za to co robił mnie i innym.-Gerd pokazał nadgarstek policjantowi.-Widzi pan? To jego robota.
-Wezwiemy was jutro na przesłuchanie chłopcy podobnie jak całą waszą klasę. Właściwie najlepiej będzie jeśli przesłuchamy całą szkołę. Rozumiem, że musiał być dla was wszystkich tyranem ale to nie wy jesteście od wymierzania sprawiedliwości. To nasza robota. A teraz idźcie już na lekcje.-powiedział policjant a chłopcy ruszyli do klasy.
-Gee co o tym wszystkim myślisz?
-Zacząłem popierać twoje zdanie. Ten kto to zrobił na prawdę jest bohaterem.
-Chciałbym wiedzieć kto to jest, żeby mu podziękować za wszystko co dla nas robi.
Nawet nie wiedział, że jest tak blisko tej osoby.
-Wejdźmy już do klasy bo jesteśmy spóźnieni.-powiedział Gerd i otworzył drzwi.
Dalsza część dnia minęła im bardzo spokojnie. To był pierwszy dzień od początku szkoły kiedy nikt im nie dokuczał. W czasie przerwy obiadowej spotkali się z Mikey'em.
-Witam moje seksowne lasencje. Co tam u was? Jak po wspólnie spędzonej nocy? Ja wam powiem, że musiałem założyć zatyczki bo się spać nie dało.
-Spieprzaj Mikey. Powiedz lepiej co tam z Alicią?-spytał Gee
-A wszystko w porządku. Zabieram ją dziś na kolację. Chcecie się przyłączyć? Zrobimy sobie podwójną randkę.
-Nic z tego. Zabieram dziś twoją siostrzyczkę na spacer.
Gerard poczuł, że serce staje mu pod gardłem.
-Och to przepraszam. Nie będę ingerował w wasze plany gołąbeczki  A teraz wybaczcie ale widzę, że moja dziewczyna na mnie macha więc nie pozwolę jej czekać. Miłego dnia bracie-tylko pamiętaj o zabezpieczeniu.
Spędzili w szkole jeszcze dwie godziny. Gdy z niej wyszli Frank tak jak obiecał zabrał Gee na spacer.
-Chcę Ci pokazać gdzie najbardziej lubię spędzać czas.
Szli jakieś 20 minut. Całą drogę rozmawiali i śmiali się. Byli tak dobrze zgrani.
-Zamknij oczy.-poprosił Frank. 
Gerd zrobił co kazał. Poczuł, że chłopak łapie go za rękę i powoli gdzieś go prowadzi. Trwało to może z 5 minut. Oczywiście Gerard potknął się i dwa razy wylądował na ziemi ale w końcu udało im się dotrzeć do celu.
-Oto jesteśmy. Możesz już otworzyć oczy. To nasza ziemia obiecana.
Gee otworzył oczy. Tuż przed nim rozciągał się przepiękny staw z cudownymi, białymi liliami. Słońce odbijało się od tafli wody. Wokół był piękny zielony las. Słyszał śpiew ptaków. Było idealnie. Spojrzał na Franka. Jego oczy cudownie lśniły.
-Zdejmuj ciuchy i wskakuj do wody.-powiedział Frank i zaczął robić to co powiedział.
Gerard nie mógł odwrócić od niego wzroku. Był przepiękny. Jego delikatnie umięśnione ciało i zarysowany brzuch, jego gęste włosy i te cudowne tatuaże zdobiące jego ciało.
-Rusz się.-powiedział Frank i wskoczył do wody z wielkim pluskiem.
Gee poszedł w jego ślady. Wskoczył do wody i podpłynął do przyjaciela.
-Giń dziadu-zażartował Gerd i podtopił przyjaciela, który nie pozostał dłużny wygłupom towarzysza. Obaj świetnie się bawili. Wygłupiali się, krzyczeli i śmiali jak małe dzieci.
Nagle Frank zbliżył się do Gerarda. Poczuł jego ręce na swoich ramionach. Nie spuszczał wzroku z jego warg. Gee delikatnie przejechał po nich palcem. Były perfekcyjne. Zaczął powoli zbliżać głowę do głowy przyjaciela. W jego oczach widział strach i ekscytację. Podniecało go to. Ujął jego twarz w dłonie i z okropną namiętnością i pożądaniem wpił się w jego usta. Frank z początku nie wiedział co się dzieje ale zaczął oddawać pocałunek. Ich splecione języki walczyły o dominację. Gerard powoli zaczął dotykać ciała przyjaciela. Zjechał z pocałunkami na jego szyję. Frank cicho jęknął z podniecenia. Gee zaczął pieścić językiem ucho Franka, który coraz głośniej oddychał. I w tej jednej chwili Frank odepchnął Gerarda, który stał w wodzie jak oniemiały. Jego przyjaciel wybiegł z wody zebrał swoje ubrania i uciekł zostawiając oszołomionego i zawstydzonego Gee samego.

niedziela, 14 kwietnia 2013

I love you more than I can ever scream.

Rozdział troszkę wcześniej :) Cieszycie się? Zaczęłam pisać je z wyprzedzeniem i będę dzięki temu szybciej publikować. Zapraszam na rozdział 6 :)
Gerard zerwał się z łóżka. Był ubrany identycznie jak zjawa z jego snu a dodatkowo ..Znów umazany był krwią. Rzucił się biegiem do łazienki, zatrzasnął drzwi i zaczął szybko zrzucać z siebie poplamione ubrania. Z jego oczu ciekły łzy. Jak to wszystko jest możliwe?! Czy naprawdę  mógł kogoś zabić?! Jego ciało przechodziły dreszcze. Był kompletnie przerażony tym co mógł zrobić. Wszedł pod prysznic, żeby ukoić nerwy. Powoli zaczęło do niego docierać to co prawdopodobnie się stało. Po raz kolejny zabił człowieka. Ale czy kogoś tak okrutnego w ogóle można nazwać człowiekiem? Tak bardzo skrzywdził jego i Franka. Gerard spojrzał na swój nadgarstek. Rany były naprawdę głębokie. Ten gnój z pewnością zasłużył sobie na to co go spotkało. Gee pozbierał swoje brudne ubrania owinął reklamówką i schował do torby. Musiał się pozbyć dowodów a jeśli wyrzuciłby je gdzieś koło domu z pewnością by go znaleźli.
Wszedł do swojego pokoju i położył się obok Franka. Chłopak spał i cichutko pochrapywał. 
Gerard przyglądał mu się z troską. Wiedział , że ten chłopak zaczyna znaczyć dla niego więcej niż ktokolwiek inny. Zauważył delikatny uśmiech na jego twarzy i zaczął się zastanawiać co też mogło śnić się temu aniołkowi. Nagle poczuł, że jego łapki przyciągają go do siebie. Frank znów oplótł swoje ręce wokół pasa Gerarda, którego aż przeszedł dreszcz pod wpływem nagłego dotyku. Otulony przez przyjaciela próbował zasnąc. Niestety na próżno. Jego myśli wciąż błądziły wokół ostatniego snu i tego co mógł oznaczać. Z jednej strony czuł się jak morderca a z drugiej jak bohater. Jeżeli to co mu się przyśniło było prawdą to uratował siebie i Franka przed kolejnymi upokorzeniami. Może cała ta banda przez śmierć kolejnego ze swoich liderów będzie żyła w takim strachu, że już nigdy nikogo nie skrzywdzą? Zabił człowieka, to było oczywiste ale dzięki temu ochronił siebie i swojego przyjaciela. Zemścił się za ich krzywdy. Wiedział, że dla Franka był bohaterem ale czy na prawdę było to konieczne? Czy w ogóle kogoś zabił? Spojrzał na zegarek. Było po 5.50. Kolejna nieprzespana noc. Już za parę minut musiał wstać i zacząć przygotowania do szkoły a już za kilkadziesiąt minut miał się dowiedzieć czy na prawdę był zabójcą. Nie ma co. Czekał go cudowny dzień. Wstał z łóżka, ubrał się i wyszedł do kuchni zrobić śniadanie. Przygotował kilka kanapek i herbatę i wszedł na górę, żeby obudzić Franka. W świetle wschodzącego słońca chłopak wyglądał przepięknie. Aż żal było go budzić.
-Fraank. Wstawaj pięknoto.-Gerard szeptał do ucha swojemu przyjacielowi. Ten otworzył oczy i aż serce zbiło mu mocniej gdy zauważył, że Gee był tak blisko niego.
-Hej. Już pora wstawać?
-Jeśli nie chcemy się spóźnić to na pewno. Przyniosłem Ci śniadanie.-powiedział podając chłopakowi tacę.
-Och jak Ty mnie rozpieszczasz.Nie trzeba było.

-Oj tam siedź cicho i jedz.
-Najpierw to wezmę prysznic jeśli pozwolisz no chyba, że masz ochotę wziąć go ze mną.-powiedział kokietersko Frank.
Gerard zrobił się cały czerwony. Gdy jego przyjaciel wstał i ruszył w kierunku łazienki pierwsze co zauważył to  opięte majtki na tyłku swojego przyjaciela. Jego wyobraźnia zaczęła podsuwać mu dość ciekawe obrazy.
-Idź sam bo jeszcze potem powiesz rodzicom, że Cię zgwałciłem.-zażartował.
-Czuję się urażony.-powiedział Frank zarzucając ręcznik na plecy.-Nie to nie. Sam się pozbawiam.
-Tylko nie za długo bo herbata wystygnie.
-Phi!

Podczas gdy Frank brał prysznic Gerard przygotował wszystko co było mu potrzebne dzisiejszego dnia. Był już praktycznie gotowy do wyjścia. Chwilę później z łazienki wyszedł Frank. Gee musiał przyznać, że wyglądał cholernie seksownie. Czarne rurki opinały się na jego seksownym tyłku, włosy miał w artystycznym nieładzie, koszulka z krótkim rękawem odkrywała jego tatuaże a w jego oczach zauważył błysk.
-Już jestem. Tęskniłeś?
-Bardzo. Dłużej się nie dało? Za 10 minut mamy wyjść a Ty musisz jeszcze zjeść.
Frank zbliżył się do Gerarda i przesunął ręką po jego torsie.
-Jeśli chcesz to może być dłużej.-powiedział flirciarsko i głośno się zaśmiał.
Gerard znów poczuł, że jego spodnie robią się coraz ciaśniejsze.
-Hahaha bardzo śmieszne. Ruszmy się w końcu.-poweidział Gerd odwracając się. Wtym samym czasie Frank klepnął go w tyłek i wybuchł śmiechem.
-Mrau! Niegrzeczny kocurek!
-Spierdalaj.
Po 10 minutach byli gotowi do wyjścia.
-Nie czekamy na Mikey'a:?-spytał Frank

-On już dawno wyszedł. Napisał kartkę że chce wyjść wcześniej żeby spotkać się z Alicią.
-A to ok. Spędzimy sobie jeszcze trochę czasu sam na sam.
Gerard poczuł, że przez słowa Franka jego serce znów przyspiesza. 

piątek, 12 kwietnia 2013

And I could belong to the night.

Tak Nobody wreszcie wzięła się za napisanie rozdziału. Opornie mi to szło ale macie ;p Postaram się, żeby na następne nie trzeba było aż tak długo czekać. Dzisiaj mam super dobry dzień więc może i rozdział wyjdzie lepszy^^haha tak jasne. Dobra bo zaczynam gadać od rzeczy. Oto 5 rozdział <3


-Ehm. Czy aby Ci w czymś nie przeszkadzam.-powiedział Gerard opierając się o futrynę.
W tym momencie Frank upuścił zeszyt.Nie wiedział co ma powiedzieć. Co on sobie w ogóle myślał?! Przeglądał osobistą rzecz swojego nowego przyjaciela. Co on sobie teraz o nim pomyśli?
-Gerard, ja przepraszam...Wiem.. Ja nie powinienem. po prostu byłem ciekaw...Bardzo Cię przepraszam. Lepiej jeśli już pójdę.-chłopak był zawstydzony i przestraszony. Gdy Gee to zauważył nie mógł się dłużej na niego gniewać. Cała złość i strach z niego wyparowały. Poczuł nawet, że sam chce pokazać mu zawartość swojego najlepszego przyjaciela jakim był ów zeszyt.
-W tym zeszycie zapisuję wszystkie swoje sny, marzenia, myśli, uczucia. Wszystkie rysunki, szkice, piosenki, które tworzę. Jest dla mnie bardzo cenny i właśnie dlatego wystraszyłem się kiedy zobaczyłem, że go trzymasz. Nikt oprócz mnie nigdy nie położył na nim swoich dłoni.
-Gee... Ja na prawdę przepraszam. Nie wiedziałem, że to aż tak dla Ciebie ważne. Bardzo mi przykro.
-Wcale się na Ciebie nie gniewam, a wręcz przeciwnie. Pozwolisz?-powiedział Gerard stawiając kubki z herbatą na stoliku nocnym i biorąc zeszyt z dłoni Franka.-Sam chcę Ci co nieco z niego pokazać.
Przez kolejne dwie godziny Gerd pokazywał przyjacielowi wszystkie swoje dzieła przy okazji opowiadając o tym co czuł gdy je tworzył i w jakich okolicznościach do tego doszło. Oczywiście pominął wszystkie strony gdzie były opisy jego uczuć i przemyśleń. Nie był jeszcze gotów by się nimi podzielić. Jeszcze nie teraz. Frank słuchał z zafascynowaniem. Nigdy nie spotkał kogoś tak utalentowanego i tak cholernie kreatywnego. Poczuł, że ktoś otwiera właśnie przed nim swoją duszę i darzy go bardzo dużym zaufaniem. Wiedział, że Gee bardzo dużo kosztował taki krok w jego stronę.
-Wiem, że nie są doskonałe ale są moje. Są częścią mnie bo we wszystko co tworzę wkładam całe moje serce i duszę.-powiedział Gerard kończąc opowiadać o swoich dziełach.
-Moim zdaniem są perfekcyjne. Proszę narysuj kiedyś coś dla mnie.
-Z wielką przyjemnością. Właściwie...Chciałbym Cię o coś prosić.
-O co?-spytał Frank z zaciekawieniem.
-Może chciałbyś dla mnie kiedyś zapozować? Oczywiście w ubraniach. Nie wyobrażaj sobie, że skoro jestem gejem to tylko czekam na okazję żeby sobie popatrzeć.-powiedział Gerard kokieterskim tonem i zarumienił się.
-Hahahahaha. Jasne Gerard Ty zboczuchu. Ja wiem , że Ty tylko czyhasz na moją cnotę, ale bez pierścionka to nie masz nawet o co prosić.
-Patrzcie, patrzcie. Ja bym jeszcze go miał prosić. Sam mi się dziś do łóżka władujesz.-zażartował Gee.
-No wiesz...-powiedział Frank siadając bliżej przyjaciela. Delikatnie zaczął gładzić jego dłoń i zbliżył twarz do jego ucha.-Już nie mogę się doczekać.-Gerarda przeszedł dreszcz podniecenia. Co ten chłopak z nim wyprawiał. Wystarczyły takie durne wygłupy a jego spodnie już robiły się ciasne.
-Taaak.-odpowiedział Gerd i odsunął się od chłopaka na bezpieczną odległość.-Ale zanim do tego dojdzie to co masz ochotę robić?
-Czy ja wiem.Może obejrzymy jakiś film? Tylko błagam nie namawiaj mnie na Brokeback Mountain bo ten film mam już w małym palcu a z doświadczenia wiem, że geje mogą oglądać go w nieskończoność.

-Tak a biseksualiści to niby nie?
-W sumie. Ta scena w namiocie była całkiem niezła.-zażartował Frank-Ale dziś jakoś nie mam ochoty na ten film. Może jakiś horror?
-To może 'Koszmar z ulicy Wiązów'?
-Dawaj. Z chęcią go obejrzę. Dużo o nim słyszałem ale nie miałem okazji go obejrzeć.
Gee zrobił popcorn i razem z Frankiem spędzili cały wieczór na oglądaniu filmów i rozmowach. Byli tak bardzo do siebie podobni. Rozumieli się dosłownie we wszystkim.
-To może teraz puścimy sobie jakąś muzyczkę?-zaproponował Gerd.
-Z chęcią. Co powiesz jeśli włączę Black Veil Brides?

-Nie ma sprawy. Wybierz którąś z płyt z półki.
Frank sięgnął na półkę i już po chwili z wieży poszły pierwsze dźwięki płyty 'Set the World on Fire'.
-Szkoda, że nie zabrałem swojej gitary. Uwielbiam coverować piosenki znanych zespołów a najbardziej-właśnie BVB.
-Hahaha Frank! Ja lubię śpiewać a Ty grać na gitarze! Załóżmy zespół i ruszajmy do Must Be The Music!

-Doskonały pomysł!Wystąpmy z coverem piosenki Taylor Swift 'I knew you were trouble'! Ja będę grał, a Ty będziesz tą kozą z refrenu!
-Hahahahahahah!-obaj zanosili się ze śmiechu. Nagle z dołu usłyszeli, że ktoś wszedł do domu.
-Czy to moja ulubiona parka księżniczek z New Jersey?! Nie słyszę głośnych jęków to znaczy, że chyba wam w niczym nie przeszkodziłem co?- powiedział Mikey wchodząc do pokoju Gerarda.
-Mikey! Ja tu Gerdowi obciągam a Ty się nam do pokoju wpitalasz no doprawdy! Zero taktu i jakiegokolwiek wyczucia. Czuję się taki zawiedziony.-powiedział Frank głosem divy z opery.
-Tak mi przykro, ale byliście zbyt cicho. Następnym razem nie kryjcie się ze swoimi żądzami to będę wiedział kiedy moja wizyta jest nie na miejscu.

-Boże aleście dowcipni! Powiedz lepiej bracie co z tą całą Alicią. Dogadujecie się? Warta jest Twojej uwagi?
-Dziewczyna jest na prawdę szalona. Ma cudowne poczucie humoru i wiesz co? Gra w zespole na gitarze elektrycznej! Nie dość, że ma zajebisty styl to do tego jest też niesamowicie inteligentna. Czuję, że znalazłem bratnią duszę.
-Hahahahaha. Jeśli jest inteligenta to nie wiem co w Tobie widzi.-zażartował  Gee.
-Bardzo śmieszne. Lepiej powiedz mi Frank jak Ty wytrzymujesz z tą jakże zajebiście dowcipną i roztropną panienką.
-Powiem CI, że nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Żadnej innej nie udało się zaciągnąć mnie do domu i wpuścić do łóżka aż tak szybko.-odpowiedział Frank.
Gerard w jednej chwili zrobił się cały czerwony i speszony. -Zabiję tego gnojka mojego brata-pomyślał.
Siedzieli tak żartowali i rozmawiali aż do pierwszej w nocy. W końcu wszyscy poczuli się bardzo zmęczeni i postanowili że czas iść spać.
-Dobranoc moje gołąbeczki. Tylko, żeby mi tu w nocy za ostro nie było bo mamy dość cienkie ściany a bądź co bądź chciałbym się wyspać.-powiedział Mikey wychodząc z pokoju.

-To co Gee? Kładź się tu koło mnie.-Frank wołał przyjaciela z jego łóżka.
Gerard dogramolił się obok Franka i zgasił lampkę.

-Dobranoc Gee.-powiedział chłopak, objął Gerda w pasie i przyciągnął do siebie.
-Dobranoc Frank-odpowiedział Gee ale jeszcze długo nie mógł zasnąć. Przechodziły go dreszcze podniecenia gdy czuł, że ktoś jest tak blisko niego. Czuł zapach chłopaka i bądź co bądź bardzo go to pociągało.


*******************************************SEN********************************************************
Znów był w szkole. Co on tu robił. Cały korytarz umazany był we krwi. Usłyszał krzyk. Nie wiedział co się wokół niego dzieje. Pobiegł w stronę skąd dobiegał hałas. Wpadł do szkolnej kotłowni a tam pod ścianą zobaczył nikogo innego jak...Kayle'a...całego we krwi, drżącego ze strachu. Nad nim stał oprawca, który trzymał w ręku nóż.
-STÓJ! ZOSTAW GO!~-krzyknął Gerard. W tym samym momencie zbrodniarz odwrócił się i chłopak po raz kolejny zobaczył...samego siebie.
-Nie to nie może się dziać! TO NIEPRAWDA!
-Haha. Do Ciebie jeszcze nic nie dociera prawda? Gdy zapada zmrok i zasypiasz to ja przejmuję nad Tobą kontrolę. TO ja mam nad TObą władzę i to ja tu rządzę. Wszyscy, którzy kiedykolwiek nas skrzywdzili muszą zostać ukarani. Nie poddamy się gnojom, którzy chcą nas zniszczyć. Od teraz my tu rządzimy i nic na to nie poradzisz.-powiedziała zjawa i wbiła nóż prost w serce Kayle'a.-Dobranoc Gerard.-powiedziała i zniknęła. Gee stał jak oniemiały. Co to ma znaczyć?! Czy na prawdę to on zabija! Nie to niemożliwe. To na pewno tylko kolejny chory sen. Zbliżył się do Kayle'a. Na piersi miał wycięty napis'I kto tu teraz rządzi gnoju?' Gerard przyglądał się zwłokom swojego wroga i zorientował się, że tak na prawdę wcale nie jest mu go żal. Przypomniał sobie co ten człowiek zrobił jemu i Frankowi. Poczuł w sobie tak wielką złość, że zaczął kopać jego martwe ciało. Zrozumiał, że zjawa miała rację.
************************************************************************************************************
3.00 i znów Gerard zerwał się z łóżka po kolejnym koszmarze. Co ten sen miał oznaczać? Czy na prawdę zabił kolejną osobę? Już za kilka godzin wszystko się okaże...

Tadaaaaam! Koniec 5 rozdziału. Mam nadzieję, że się podobało. Wszystkie komentarze są bardzo  mile widziane :3